Jakoś opuściła mnie wena ostatnimi czasy... Nie tylko nie chce mi się gotować, ale nawet nie chce mi się jeść... To znaczy, odczuwam głód, ale nie mam żadnych fanaberii kulinarnych, jak to zwykłam nazywać, polegających na tym, że jednocześnie mam ochotę na dziesięć skrajnie różnych produktów. Jadam teraz dania banalne, tak proste jak te kotleciki z tuńczyka, ziemniaków i natki pietruszki. Do tego gotowy sos chilli z dodatkiem cytryny.
A gdyby tak zjeść nienazwaną substancję? Ktoś musiałby mi to podać. Ostatnio widziałam konkurs w telewizji kulinarnej - zaproszeni goście jedli znane im potrawy pod postacią pierożka. Jeden krył w sobie bliny z kawiorem zmielone na farsz, a drugi farsz był ze zmielonego sushi. Jak bardzo forma determinuje nasze doznania kulinarne, to niesamowite!
"Przesadą byłoby twierdzenie, że znajomość nazwy zmienia smak. Niewątpliwie jednak modyfikuje nasz stosunek do smaku, sposób, w jaki go odbieramy. Jedzenie, którego nazwy nie znamy, próbujemy z wahaniem, z większą uwagą, ostrożniej. Gdy tylko znamy nazwę - zjadamy ją. Spożywamy polewę z języka, trawimy plastry słowników."*
SKŁADNIKI:
- 2 puszki tuńczyka w sosie własnym
- pęczek pietruszki
- 1 cebula
- 2 czosnki
- 1 duży ziemniak
- 1 jajko
- sól i pieprz
- do podania: sos chilli z cytryną (np. tao-tao), idealnie pasuje do kotlecików szklanka kefiru
PRZYGOTOWANIE:
1. Ziemniaka ugotować w mundurku, potem obrać i podusić na puree.
2. Pietruszkę, cebulę i czosnek maksymalnie drobno poszatkować i wymieszać z ziemniakami.
3. Dodać odsączonego tuńczyka i jajko - całość dokładnie wyrobić. Doprawić solą i pieprzem.
4. Formować małe kulki, spłaszczyć je jak kotlet mielony i smażyć na złoty kolor.
5. Podawać z sosem chilli.
Zatem wyruszam na poszukiwania nienazwanego jedzenia. Nie jest jasne dokąd prowadzi ta droga...
* Roger-Pol Droit "101 zabaw filozoficznych. Doświadczenie codzienności", "30.Jeść nienazwaną substancję", s.72, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2004
jak na brak weny, to kotleciki są fajne - jeszcze takich nie jadłam:)
OdpowiedzUsuńMoże najwyższy czas na wakacje? Wena wróci?! Kotleciki bardzo smaczne, robię podobne. Przy braku chęci też chciałabym być choć taka pomysłowa. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń@basiaP: hehe, dzięki za miłe słówka:))) spróbuj, polecam!:)
OdpowiedzUsuń@Kamila: tak, wakacje od następnego tygodnia, też czuję, że to jest przyczyną mojego kuchennego lenistwa:) dzięki! pozdrawiam:)
no właśnie się bałam,ze juz nie jesz:)
OdpowiedzUsuńfajny przepis:0ja mam popisowe spaghetti z tuńczykiem i fetą,przypomniałaś mi ,że dawno nie robilam:)
Robiłam kiedyś podobne kotleciki i były pyszne. Czasem nadchodzi brak chęci na wszystko, na szczęście jest to przejściowy stan :)
OdpowiedzUsuń@asica: hehe, jem nadal:) dzięki:) twoje spaghetti brzmi cudnie!:)
OdpowiedzUsuń@sylvvia: mam nadzieję, że mi szybko przejdzie ten stan:)))) dzięki, pozdrawiam!
Gosia ja uwielbiam tuńczyka! normalnie przepis dla mnie :-) i piękny talerzyk :-)
OdpowiedzUsuńgoh., na wakacje i basta! a kubki smakowe same się zregenerują - przy okazji może zostaniesz pionierką nowych smaków ;) a może spacja kuchenna to znak czegoś innego ;))
OdpowiedzUsuńGosiu! Nic na siłę, apetyt i ochota na gotowania wróci na pewno;)
OdpowiedzUsuńA takie kotleciki - pycha!
@Gosiu: no patrz jak trafiłam:) dzięki!:)
OdpowiedzUsuń@Magda: tak zrobię:) spacja kuchenna - kolejny ładny zwrot w twoim wydaniu:))) tak to teraz będę nazywać:) niemniej jednak udam, że nie rozumiem co insynuujesz;)
@Anno-Mario: no właśnie, nic na siłę:) już się nie mogę doczekać aż ta chęć mi powróci:))) dzięki, pozdrawiam!
Banalne? Moze. Ale na pewno smakowite!
OdpowiedzUsuńok :D
OdpowiedzUsuńświetne te tuńczykowe kotleciki!
OdpowiedzUsuńidealne na piątek. do zrobienia ;]
Nazwanie ich banalnymi jest nie na miejscu :D Są po prostu idealne!
OdpowiedzUsuń@Maggie: proste i smaczne, to na pewno:)
OdpowiedzUsuń@Magda: ;)
@Karmelitko: cieszę się, że ci się spodobały:)
@Arvén: dziękuję:) bardzo mi miło, że ci się spodobały:))) pozdrawiam!
och, Gosiu, jak jak tęskniłam za Twoim nowym postem!!! Kotleciki z tuńczyka chodzą za mną od kilku dni, bo znalazłam przepis na martha stewart living i mi się spodobał. Teraz go widzę u Ciebie i jeszcze bardziej go sobie zwizualizowałam.
OdpowiedzUsuńA Pola Droita nie mogę znaleźć w żadnej bibliotece u mnie i będzie w końcu trzeba chyba kupić :) bo mnie intryguje. Na razie czytam dzięki Tobie Cortazara i podoba mi się, chociaż widać że pisał to kilkadziesiąt lat temu :)
Pozdrawiam ciepło na przekór ohydnej pogodzie
Monika
@Monika: heh, fajnie, że jesteś taka cierpliwa:))) i widzisz, tym razem bez piekarnika się obyło:))) specjalnie dla ciebie!
OdpowiedzUsuńDroita fajnie mieć pod ręką, bo to jest taka książka do której się wraca od czasu do czasu - są 2 części: 101 zabaw filozoficznych i 51 zabaw z rzeczami - ale ta pierwsza chyba lepsza:)
Cieszę się też że odkryłaś Cortazara:) pozdrawiam równie ciepło mimo pochmurnego poranka:)
To lubię, znajduję ciekawy przepis, okazuje się,że składniki posiadam..nic tylko popełnić kotleciki. Dzięki Goh;-)
OdpowiedzUsuńJeszcze takich nie jadłam, ale widziałam je już na tylu blogach, że muszę w końcu spróbować, bo tuńczyka ubóstwiam. Ładnie wyglądają :)
OdpowiedzUsuńMiłych wakacji!
Ano, kotleciki z tuńczyka to jedne z moich ulubionych. Dobre na taki szybki obiad. :)
OdpowiedzUsuńJak wrócę z wakacji to z pewnością zrobię te Twoje szybkie kotleciki :-)pozdrawiam
OdpowiedzUsuń@Sabienne: super! cieszę się, że mogłam cię zainspirować:)
OdpowiedzUsuń@kikimora: spróbuj, to dobry sposób na przyrządzenie go:) dzięki!
@shaday: dobre, to prawda:) pozdrawiam!
@Gosiu: fajnie masz że już sobie wakcjujesz, ja jeszcze muszę poczekać... 2 dni:DDD pozdrawiam!
Świetna odmiana do konsumpcji tuńczyka ;-))
OdpowiedzUsuńwww.przysmakiewy.pl
Gosiu, pyszne kotleciki!
OdpowiedzUsuńWena pojawia sie i znika.Na pewno wroci!
Gosiu, dziękuję wielce za ominięcie piekarnika :))) doceniłam to oczywiście i już się nie foszę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam jesiennie
Monika
A może to rodzaj przemęczenia kuchennego..? Albo udzielił Ci się ponury nastrój pogody? :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, istnieje wprost niesamowite przełożenie doznań wzrokowych na smakowe przy jedzeniu.. nie można zaprzeczyć, że ładnie wyglądające, ładnie podane potrawy smakują nam bardziej, niż zwyczajne dania. To chyba taki efekt pierwszego wrażenia - podobnie jak przy spotykanych ludziach, można je zmienić, ale jest to trudne. Gdy potrawa wygląda pysznie, to pobudza nasze zmysły niezależnie od jej faktycznej (nie raz) miernoty smakowej. Choć nie raz przeżywałam rozczarowanie, wybierając w cukierni najbardziej smakowite (zdawałoby się) ciasteczka.. a potem doznając 'efektu gumy'.. no i na pewno takiego ciastka w postaci papki nie wybrałabym jako najlepsze, oceniając je jedynie po smaku.. a najlepsze często są dania najprostsze (a chociażby pleśniak? Nie jest to cudo z francuskiej kawiarenki, a jednak smak wspominamy z pewnym uczuciem.. :) ). Dlatego ciekawa jestem, jaki nienazwany smak zamierzasz odkryć.. :)
I jeszcze dodam, że Twoje kotleciki z tuńczyka wyglądają dokładnie tak jak powinny.. czyli pełna symbioza doznań smakowych (tak sądzę) i estetycznych, dających skondensowany efekt niesamowitej pychoty.. oj tak! <3
Pozdrawiam cieplutko czekając na nienazwane wnioski z wyprawy :)
Zawsze twierdziłam, że nie przepadam za tuńczykiem, ale potem zrobiłam smaczny sos z tuńczykiem i stwierdziłam, że jest smaczny! Myślę, że Twoje kotleciki też by mi zasmakowały :)
OdpowiedzUsuńTo chyba nijakie lato jest odpowiedzialne za brak weny. Mam podobnie. Apeluję o powrót weny, bo bardzo lubię podpatrywać, co gotujesz.
OdpowiedzUsuńKotlety pięknie się prezentują - miałabym smaka na nie.
@Amber: dzięki i dzięki za słowa otuchy w sprawie weny:)
OdpowiedzUsuń@Monika: cieszy mnie to niezmiernie:)) pozdrawiam wieczornie:)
@Panno L: wow, jaka rozbudowana wypowiedź kochana:))) pewnie to przemęczenie i demobilizująca ponura pogoda zarazem:)
ja też tak mam że jem oczami, dlatego tak ekscytujące było spożywanie różnych dań w dark restaurant w absolutnych ciemnościach (właśnie sobie przypomniałam, że już jadłam nienazwane i wręcz niewidoczne dania:) faktycznie je się ostrożniej:) teraz w czasie urlopu zamierzam zrobić krótki wypad do Czech i postanowiłam zjeść danie, którego nazwy nie będę potrafiła przetłumaczyć na pl:)
dzięki i pozdrawiam cieplutko:)))
@Burczymiwbrzuchu: często wracam do składników spożywczych, o których myślę że ich "nie lubię", tylko po to żeby je odkryć na nowo:))) tak miałam ostatnio z bakłażanem. warto próbować:)
mi też brakuje weny. starcza jej jedynie na śniadania :)
OdpowiedzUsuńco do nazw - jest coś na rzeczy. a przynajmniej posiadania świadomości, co się wkłada do buzi :)
wyglądają bardzo apetycznie :)
OdpowiedzUsuńfajne te niby proste, ale jak smakowite kotleciki :)
OdpowiedzUsuń@Kaś: może to przez tą pogodę tak nic się nie chce, u nas znowu pada... zgadzam się z tobą: z tymi nazwami coś jest na rzeczy:)
OdpowiedzUsuń@Bazylia: dzięki:)
@elżunia: dziękuję, pozdrawiam!:)
Ciekawy pomysł z tymi pierożkami... Kotleciki super, jeśli to jest u Ciebie brak weny, to ja poproszę o jedną porcję Twego braku weny... ;-P pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuń@Aurora: chętnie bym się poddała takiemu testowi pierożkowemu:) ciekawe jaki miałabym wynik? hehe, dzięki:) częstuj się brakiem weny;) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń