Lunch w Paryżu? Nie, nie ma tak dobrze, ten dzisiejszy odbył się znowu w Poznaniu:) Ale Lunch w Paryżu przeczytałam jakiś czas temu i dziś po raz pierwszy wykorzystałam przepis z tej książki. Jedyny, który od początku mi się spodobał, choć już kiedyś testowałam inną wersję tego dania. Poza tym, dzisiaj jest Dzień Babci, a tytułowa Simone to marokańska babcia narzeczonego/męża Elizabeth Bard, autorki tej powieści. Tabbouleh polecam, ale książki nie.
Co to za powieść, która rozpoczyna się happy endem, a jej dalsze strony to część, którą nawet autorzy bajek dla dzieci łaskawie (i wspaniałomyślnie!) obcinają słynnym skrótem "i żyli długo i szczęśliwie..." ??? Zero napięcia, zero ekscytujących uniesień, zero "części wspólnych" z czytelniczką, czyli np. ze mną:) Nie przemawiają do mnie problemy Amerykanki ze znalezieniem odpowiedniego rozmiaru ubrań w sklepach dla filigranowych Francuzek; albo jej wielkie oczy na uległą postawę rodziny chorego względem siły wyższej, czyli lekarza - bo w Polsce wygląda to podobnie jak we Francji; jeszcze mniej mnie wzrusza jej fascynacja zdolnością narzeczonego do ugotowania "czegoś z niczego", czyli z tego co akurat jest pod ręką, w lodówce czy spiżarce... Nasza Amerykanka zwykła gotować według przepisu, a nie tak jak ludzie lubiący jeść: swobodnie improwizując...
Nie porwała mnie ta książka, spodziewałam się po prostu większych fajerwerków, bo formuła powieści zapowiadała dobrą zabawę: rozdział i przepisy na dania, którymi raczyli się bohaterowie... A tu taki niesmak pozostał:) Mimo to, tabbouleh w wydaniu grejpfrutowym bardzo mi posmakował i serdecznie go polecam!
SKŁADNIKI (6-8 porcji)*:
- 2 szklanki kuskusu
- 2 szklanki drobno posiekanej pietruszki
- 1 łyżka drobno posiekanych listków mięty
- 250 g pomidorków koktajlowych pokrojonych na ćwiartki
- 1 ogórek pokrojony w kostkę
- 1/2 szklanki rodzynek
- 3/4 szklanki oliwy z oliwek
- sok z 1 i 1/2 grejpfruta różowego
- sok z 1 i 1/2 cytryny
- 1/4 łyżeczki gruboziarnistej soli morskiej
- 1/2 łyżeczki kminu rzymskiego
- trochę świeżo zmielonego pieprzu
PRZYGOTOWANIE:
1. Kuskus zalewamy szklanką wrzątku, a jak nasiąknie wodą i lekko przestygniemieszamy go widelcem aby porozdzielać ziarenka.
2. Rodzynki zalewamy małą ilością wrzątku aby zmiękły.
3. mieszamy oliwę, sól i sok z cytrusów.
4. Dodajemy pomidorki, ogórka, posiekane zioła, rodzynki i sos do kuskusu i wszystko dokładnie mieszamy.
5. Doprawiamy kuminem i pieprzem.
6. Najlepiej przed podaniem potrzymać trochę w lodówce, aby smaki się przegryzły:)
* E. Bard, "Lunch w Paryżu", wyd. Bukowy Las, Warszawa 2011, s.68
Przepis bardzo fajny i ładny :).
OdpowiedzUsuńA książka... Pisałam o niej u siebie i mnie się podobała :). Może nie była super, ale na luzie się czytało. Na odmużdżenie ;). A co do przepisów - jak ktoś raczkuje w gotowaniu to chyba często ściśle trzyma się przepisu :). Przynajmniej ja tak miałam :). I absolutnie nie umiałam improwizować :).
Udanego weekendu!
dzięki:)
Usuńwiem, czytałam Twoją recenzję:) co zwróciło moją uwagę, to to że też napisałaś, że "nie połknęłaś" tej książki od razu - u mnie to zadziałało nawet mocniej i sprawiło, że mnie nie wciągnęła:) ja też staram się ściśle trzymać przepisów np. na wypieki, też dla tego że to dla mnie nowa dziedzina - ale odniosłam wrażenie, że Elizabeth mówiła o takim amerykańskim sposobie podchodzenia do kulinariów (nie tylko o sobie jako o początkującej w kuchni), czyli przepis i punkt po punkcie jedziemy, a zaskakiwało ją to, że resztki z lodówki zamiast wyrzucić można przekształcić w coś pysznego:)
przyznam że książkę czytałam parę miesięcy temu, a tą niby-recenzję pisałam dziś - więc może tylko takie wrażenia mi zostały w pamięci, może błędne? nie wiem:) wiem na pewno, że strasznie męczyłam tą książkę, odkładałam na bok i nie chciało mi się wracać do niej, bo nie było w niej tego co mnie pociąga w literaturze:) napięcia, co będzie dalej? jak się skończy ta historia? A tu już wszystko wiadomo w pierwszym zdaniu: "Przespałam się z moim francuskim mężem w połowie pierwszej randki"...
ale oczywiście wiem, że gusta są różne i skoro książka była wydawniczym sukcesem, to chyba jestem trochę niesprawiedliwa;P
To prawda, nie połknęłam i czytałam dosyć długo i nie ciągnęło mnie do niej, ale jak już czytałam to było miło ;). Czasem potrzebuję poczytać coś co wysokich lotów nie jest, coś nad czym nie trzeba myśleć i wiadomo, że koniec będzie dobry :)).
UsuńA co do wyrzucania jedzenia to faktycznie, nie zwróciłam na to uwagi, ale masz rację.
A powiem Ci, że ciasto jogurtowe jest pyszne! Takie lekkie i łatwo się robi ;). A ja też w wypiekach raczej raczkuję, więc jak mi ciasto wychodzi to cieszę się bardzo ;). Kilka przepisów mam zaznaczonych, by zrobić - jakiś fajny łosoś był na końcu książki...
A nawet nie wiedziałam, że była wydawniczym sukcesem. Ale czy to jakiś wyznacznik? Pseudo polskie komedyjki też kończą się sukcesem, a mnie one ogromnie drażnią, nie mogę ich oglądać wręcz.. :)
racja, czasem fajnie poczytać coś optymistycznego:)))
Usuńmuszę się jeszcze raz przyjrzeć tym przepisom, tabbouleh najbardziej utkwił mi w pamięci, ale to chyba jednak to skrzywienie, że do przepisu musi być fotka - zatriumfowało i stąd ta niepamięć:)
na wewnętrznej tylnej okładce jest napisane, że nawet nakręcili film na tej podstawie i że książka dostała nagrodę za najlepszy debiut roku:)
Ale kolorowo u Ciebie.
OdpowiedzUsuńano. kolorowo:)
Usuńnie dość,że narobiłaś mi smaka:P to znowu masz książkę,co by się ją chciało poczytać;)
OdpowiedzUsuńbuziaki Kochana:*
hehe, możemy powtórzyć ten biblioteczny proceder:))) buziaki:)
UsuńCieszy oko i kubki smakowe pewnie też ;3
OdpowiedzUsuńo tak, co to, to na pewno:)
Usuńlektura może nie najwyższych lotów, al chociaż przepis jaki udany:)
OdpowiedzUsuńtak sobie pomyślałam jak kupowałam tą książkę, najwyżej będę miała kilka dodatkowych przepisów:)
UsuńMoże książka lekko nudnawa, ale ta sałatka (czy można to Twoje danie nazwać sałatką?! chyba nie...) działa na mnie magnetyzująco :D
OdpowiedzUsuńja to kwalifikuje jako sałatka, bo je się na zimno, ma warzywa i dressing:) osobiście polecam!:)
Usuńno proszę jak dałaś w kość autorce :-)
OdpowiedzUsuńlubię historie o miłości, w końcu jestem kobitką, ale ta do mnie po prostu nie przemówiła...:) no nie poradzę...
UsuńPozdrowienia dla Poznania, z Poznania! I dla pysznej sałatki też!
OdpowiedzUsuńdzięki za pozdrowionka i pozdrawiam równie cieplutko:)))
Usuńpowtórzmy:****
OdpowiedzUsuńok:)
Usuńja takich książek też nie lubię, ale rozumiem tych co lubią - czasem warto zanurzyć się w nierealnej rzeczywistości, warto odprężyć nerwy w kojącej historii, która wiadomo że skończy się dobrze, wszystko jest przewidywalne i nie trzeba już się zbytnio umysłowo wysilać. No ale i tak nie lubię.
OdpowiedzUsuńZa to kuskus lubię, i tabbouleh też lubię. Wygląda bardzo rześko i orzeźwiająco. Pysznie też.
Pozdrawiam
Monika
ja mam podobnie: lubię suspense:), kuskus i tabbouleh:))) pozdrawiam niedzielnie:)
UsuńGosiu lunch w Poznaniu, czemu nie w Twoim towarzystwie bardziej mi pasuje niż a Paryżu. Serwujesz tak kolorowo, ze nawet chandra spowodowana pogodą by mi minęła! Uściski!
OdpowiedzUsuńdziękuję za miłe słowa Kamilo:))) staram się kolorowo nakręcać, bo już strasznie tęsknię za wiosną!!!:))) ściskam cieplutko:)
Usuńale się cieszę,że do Ciebie zajrzałam!książka idealna dla mnie;)rozpoczynam poszukiwania,a sałatki uszczknę kawałeczek,zrobiłaś mi smaka na kuskus;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło!
M.
bo wszystko co francuskie jest wg mnie szeroko pojętym dobrem;)może się nie zanudzę;)
Usuńno pewnie dla miłośników Francji ta książka to nie lada gratka:) jest w niej dużo opisów paryskich knajpek, sklepików, targów:) pozdrawiam!:)
UsuńKsiążki nie czytałam(i chyba tego nie zrobię ...no może jak od kogoś wydębię) ale przepis świetny i na pewno wypróbuję przy sprzyjających okolicznosciahc:)
OdpowiedzUsuńno sama żałuję, że nie pożyczyłam od kogoś:) a przepis serdecznie polecam:)))
Usuńnajpierw ostra krytka a potem łagodne pyszności ;) eh, warto było przebrnąć przez lekturę dla takiego przepisu :)
OdpowiedzUsuńhehe, oj warto, warto! pozdrawiam!
UsuńKsiążki nie czytałam, ale sałateczki z dodatkiem kuskusu zjadłabym sobie ;-)
OdpowiedzUsuńwww.przysmakiewy.pl
sałatka jest naprawdę pyszna i serdecznie ją polecam - szczególnie jak ma się fazę na kwaśne jedzenie!:)
UsuńW takim razie tabbouleh spróbuję, a książkę nie koniecznie;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńtabbouleh rekomenduję, a książka - jak widzisz w komentarzach ma też swoich zwolenników:)) pozdrawiam!
UsuńFajne połączenie, ładnie wygląda :)
OdpowiedzUsuńjak pierwszy raz robiłam tabbouleh, to właśnie te ładnie wyglądające kolory mnie skusiły:) w końcu je się oczami:)
Usuń