sobota, 21 stycznia 2012

Tabbouleh babci Simone

Lunch w Paryżu? Nie, nie ma tak dobrze, ten dzisiejszy odbył się znowu w Poznaniu:) Ale Lunch w Paryżu przeczytałam jakiś czas temu i dziś po raz pierwszy wykorzystałam przepis z tej książki. Jedyny, który od początku mi się spodobał, choć już kiedyś testowałam inną wersję tego dania. Poza tym, dzisiaj jest Dzień Babci, a tytułowa Simone to marokańska babcia narzeczonego/męża Elizabeth Bard, autorki tej powieści. Tabbouleh polecam, ale książki nie.



Co to za powieść, która rozpoczyna się happy endem, a jej dalsze strony to część, którą nawet autorzy bajek dla dzieci łaskawie (i wspaniałomyślnie!) obcinają słynnym skrótem "i żyli długo i szczęśliwie..." ??? Zero napięcia, zero ekscytujących uniesień, zero "części wspólnych" z czytelniczką, czyli np. ze mną:) Nie przemawiają do mnie problemy Amerykanki ze znalezieniem odpowiedniego rozmiaru ubrań w sklepach dla filigranowych Francuzek; albo jej wielkie oczy na uległą postawę rodziny chorego względem siły wyższej, czyli lekarza - bo w Polsce wygląda to podobnie jak we Francji; jeszcze mniej mnie wzrusza jej fascynacja zdolnością narzeczonego do ugotowania "czegoś z niczego", czyli z tego co akurat jest pod ręką, w lodówce czy spiżarce... Nasza Amerykanka zwykła gotować według przepisu, a nie tak jak ludzie lubiący jeść: swobodnie improwizując...


Nie porwała mnie ta książka, spodziewałam się po prostu większych fajerwerków, bo formuła powieści zapowiadała dobrą zabawę: rozdział i przepisy na dania, którymi raczyli się bohaterowie... A tu taki niesmak pozostał:) Mimo to, tabbouleh w wydaniu grejpfrutowym bardzo mi posmakował i serdecznie go polecam!

SKŁADNIKI (6-8 porcji)*:
- 2 szklanki kuskusu
- 2 szklanki drobno posiekanej pietruszki
- 1 łyżka drobno posiekanych listków mięty
- 250 g pomidorków koktajlowych pokrojonych na ćwiartki
- 1 ogórek pokrojony w kostkę
- 1/2 szklanki rodzynek
- 3/4 szklanki oliwy z oliwek
- sok z 1 i 1/2 grejpfruta różowego
- sok z 1 i 1/2 cytryny
- 1/4 łyżeczki gruboziarnistej soli morskiej
- 1/2 łyżeczki kminu rzymskiego
- trochę świeżo zmielonego pieprzu

PRZYGOTOWANIE:
1. Kuskus zalewamy szklanką wrzątku, a jak nasiąknie wodą i lekko przestygniemieszamy go widelcem aby porozdzielać ziarenka.
2. Rodzynki zalewamy małą ilością wrzątku aby zmiękły.
3. mieszamy oliwę, sól i sok z cytrusów.
4. Dodajemy pomidorki, ogórka, posiekane zioła, rodzynki i sos do kuskusu i wszystko dokładnie mieszamy.
5. Doprawiamy kuminem i pieprzem.
6. Najlepiej przed podaniem potrzymać trochę w lodówce, aby smaki się przegryzły:)


* E. Bard, "Lunch w Paryżu", wyd. Bukowy Las, Warszawa 2011, s.68

37 komentarzy:

  1. Przepis bardzo fajny i ładny :).
    A książka... Pisałam o niej u siebie i mnie się podobała :). Może nie była super, ale na luzie się czytało. Na odmużdżenie ;). A co do przepisów - jak ktoś raczkuje w gotowaniu to chyba często ściśle trzyma się przepisu :). Przynajmniej ja tak miałam :). I absolutnie nie umiałam improwizować :).

    Udanego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki:)

      wiem, czytałam Twoją recenzję:) co zwróciło moją uwagę, to to że też napisałaś, że "nie połknęłaś" tej książki od razu - u mnie to zadziałało nawet mocniej i sprawiło, że mnie nie wciągnęła:) ja też staram się ściśle trzymać przepisów np. na wypieki, też dla tego że to dla mnie nowa dziedzina - ale odniosłam wrażenie, że Elizabeth mówiła o takim amerykańskim sposobie podchodzenia do kulinariów (nie tylko o sobie jako o początkującej w kuchni), czyli przepis i punkt po punkcie jedziemy, a zaskakiwało ją to, że resztki z lodówki zamiast wyrzucić można przekształcić w coś pysznego:)

      przyznam że książkę czytałam parę miesięcy temu, a tą niby-recenzję pisałam dziś - więc może tylko takie wrażenia mi zostały w pamięci, może błędne? nie wiem:) wiem na pewno, że strasznie męczyłam tą książkę, odkładałam na bok i nie chciało mi się wracać do niej, bo nie było w niej tego co mnie pociąga w literaturze:) napięcia, co będzie dalej? jak się skończy ta historia? A tu już wszystko wiadomo w pierwszym zdaniu: "Przespałam się z moim francuskim mężem w połowie pierwszej randki"...

      ale oczywiście wiem, że gusta są różne i skoro książka była wydawniczym sukcesem, to chyba jestem trochę niesprawiedliwa;P

      Usuń
    2. To prawda, nie połknęłam i czytałam dosyć długo i nie ciągnęło mnie do niej, ale jak już czytałam to było miło ;). Czasem potrzebuję poczytać coś co wysokich lotów nie jest, coś nad czym nie trzeba myśleć i wiadomo, że koniec będzie dobry :)).
      A co do wyrzucania jedzenia to faktycznie, nie zwróciłam na to uwagi, ale masz rację.
      A powiem Ci, że ciasto jogurtowe jest pyszne! Takie lekkie i łatwo się robi ;). A ja też w wypiekach raczej raczkuję, więc jak mi ciasto wychodzi to cieszę się bardzo ;). Kilka przepisów mam zaznaczonych, by zrobić - jakiś fajny łosoś był na końcu książki...

      A nawet nie wiedziałam, że była wydawniczym sukcesem. Ale czy to jakiś wyznacznik? Pseudo polskie komedyjki też kończą się sukcesem, a mnie one ogromnie drażnią, nie mogę ich oglądać wręcz.. :)

      Usuń
    3. racja, czasem fajnie poczytać coś optymistycznego:)))

      muszę się jeszcze raz przyjrzeć tym przepisom, tabbouleh najbardziej utkwił mi w pamięci, ale to chyba jednak to skrzywienie, że do przepisu musi być fotka - zatriumfowało i stąd ta niepamięć:)

      na wewnętrznej tylnej okładce jest napisane, że nawet nakręcili film na tej podstawie i że książka dostała nagrodę za najlepszy debiut roku:)

      Usuń
  2. nie dość,że narobiłaś mi smaka:P to znowu masz książkę,co by się ją chciało poczytać;)
    buziaki Kochana:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe, możemy powtórzyć ten biblioteczny proceder:))) buziaki:)

      Usuń
  3. Cieszy oko i kubki smakowe pewnie też ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. lektura może nie najwyższych lotów, al chociaż przepis jaki udany:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak sobie pomyślałam jak kupowałam tą książkę, najwyżej będę miała kilka dodatkowych przepisów:)

      Usuń
  5. Może książka lekko nudnawa, ale ta sałatka (czy można to Twoje danie nazwać sałatką?! chyba nie...) działa na mnie magnetyzująco :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja to kwalifikuje jako sałatka, bo je się na zimno, ma warzywa i dressing:) osobiście polecam!:)

      Usuń
  6. no proszę jak dałaś w kość autorce :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. lubię historie o miłości, w końcu jestem kobitką, ale ta do mnie po prostu nie przemówiła...:) no nie poradzę...

      Usuń
  7. Pozdrowienia dla Poznania, z Poznania! I dla pysznej sałatki też!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki za pozdrowionka i pozdrawiam równie cieplutko:)))

      Usuń
  8. ja takich książek też nie lubię, ale rozumiem tych co lubią - czasem warto zanurzyć się w nierealnej rzeczywistości, warto odprężyć nerwy w kojącej historii, która wiadomo że skończy się dobrze, wszystko jest przewidywalne i nie trzeba już się zbytnio umysłowo wysilać. No ale i tak nie lubię.
    Za to kuskus lubię, i tabbouleh też lubię. Wygląda bardzo rześko i orzeźwiająco. Pysznie też.
    Pozdrawiam
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja mam podobnie: lubię suspense:), kuskus i tabbouleh:))) pozdrawiam niedzielnie:)

      Usuń
  9. Gosiu lunch w Poznaniu, czemu nie w Twoim towarzystwie bardziej mi pasuje niż a Paryżu. Serwujesz tak kolorowo, ze nawet chandra spowodowana pogodą by mi minęła! Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za miłe słowa Kamilo:))) staram się kolorowo nakręcać, bo już strasznie tęsknię za wiosną!!!:))) ściskam cieplutko:)

      Usuń
  10. ale się cieszę,że do Ciebie zajrzałam!książka idealna dla mnie;)rozpoczynam poszukiwania,a sałatki uszczknę kawałeczek,zrobiłaś mi smaka na kuskus;)
    pozdrawiam ciepło!
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo wszystko co francuskie jest wg mnie szeroko pojętym dobrem;)może się nie zanudzę;)

      Usuń
    2. no pewnie dla miłośników Francji ta książka to nie lada gratka:) jest w niej dużo opisów paryskich knajpek, sklepików, targów:) pozdrawiam!:)

      Usuń
  11. Książki nie czytałam(i chyba tego nie zrobię ...no może jak od kogoś wydębię) ale przepis świetny i na pewno wypróbuję przy sprzyjających okolicznosciahc:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no sama żałuję, że nie pożyczyłam od kogoś:) a przepis serdecznie polecam:)))

      Usuń
  12. najpierw ostra krytka a potem łagodne pyszności ;) eh, warto było przebrnąć przez lekturę dla takiego przepisu :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Książki nie czytałam, ale sałateczki z dodatkiem kuskusu zjadłabym sobie ;-)


    www.przysmakiewy.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sałatka jest naprawdę pyszna i serdecznie ją polecam - szczególnie jak ma się fazę na kwaśne jedzenie!:)

      Usuń
  14. W takim razie tabbouleh spróbuję, a książkę nie koniecznie;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tabbouleh rekomenduję, a książka - jak widzisz w komentarzach ma też swoich zwolenników:)) pozdrawiam!

      Usuń
  15. Fajne połączenie, ładnie wygląda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak pierwszy raz robiłam tabbouleh, to właśnie te ładnie wyglądające kolory mnie skusiły:) w końcu je się oczami:)

      Usuń

Dziękuję za uwagi i komentarze:D

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.