środa, 29 czerwca 2011

Sałatka z bobu i suszonych pomidorów

Bób w skórce, czy bez skórki? Prawdiłowa odpowiedź na to pytanie to tzw. odpowiedź uniwersalna: "to zależy". Jeśli bób jest młody, był odpowiednio długo gotowany, a skórka jest względnie miękka - to nie obieram. Lubię taką urozmaiconą strukturę. Ziarno bobu stawia lekko opór na początku, a następnie odkrywa tą zieloną miękkość. Oczywiście młody obrany bób ma większe walory estetyczne. Jednkże nieobieranie jest prostsze. I szybsze. Ponieważ jestem zmęczona - nie obieram.


Oby inne dylematy w życiu rozwiązywały się tak lekko jak problem obierania bobu:) Życzę tego wszystkim! Dziś miałam kolejny dzień szkolenia z prezentacji, który mnie maksymalnie stresował i męczył, bo nie cierpię wystąpień publicznych przed ludźmi, których nie znam. Mało tego, przed ludźmi, którzy z założenia będą się przyglądać i mnie oceniać. Wiadomo - na tym polegają takie szkolenia. A jednak było mi ciężko...:/
 
Blog to co innego. Tu nikt nie widzi jak lub czy się rumienię, gdy prezentuję jakiś nowy wynalazek, jestem bezpieczna przed monitorem. Mam pełną kontrolę, mam czas na przemyślenie odpowiedzi na komentarze. Słowa, które do was kieruję są przemyślane (zazwyczaj;), wyważone... A tam? - Wszystko na gorąco, na już: pamiętaj o kontakcie wzrokowym, nie kołysz zalotnie bioderkiem, wypełnij przestrzeń, gestykuluj, graj ciszą, moduluj głos, zadawaj pytania, opowiedz anegdotę - a na dodatek: mów na temat...
 
 
Jestem zmęczona. Kupiłam sobie na pocieszenie książkę "Cook in a class of your own with Richard Bertinet". Zaraz sobie terapeutycznie pooglądam obrazki i wybiorę jakiś przepis na przyszły tydzień:) A jutro wyjeżdżam na krótki wypoczynek i do niedzieli niestety nie będę mogła śledzić tego, co się dzieje w blogosferze... Już tęsknię:)))

SKŁADNIKI:
- szklanka dobrze ugotowanego młodego bobu
- 5-6 suszonych pomidorów z zalewy
- 2-3 młode ziemniaki
- garść szczypiorku
- 2-3 łyżki oliwy (można dodać tej z pomidorów suszonych)
- łyżka octu ryżowego
- sól, pieprz

PRZYGOTOWANIE:
Pomidory i ziemniaki pokroić na kawałeczki, dodać do bobu i posypać poszatkowanym szczypiorkiem. Całość polać oliwą zmieszaną z octem, solą i pieprzem.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Truskawkowe konfitury z kremem balsamicznym.

"Cóż za cudowne zajęcie iść sobie bulwarem Arago licząc drzewa i co pięć kasztanów zatrzymywać się na chwilę na jednej nodze w oczekiwaniu, żeby ktoś spojrzał, a wtedy wydawszy krótki, suchy okrzyk, zakręcić się niby bąk, z rękami rozpostartymi, na podobieństwo ptaka cakuy, który zawodzi na drzewach północnej Argentyny"*.

Cóż za cudowne zajęcie, dodam od siebie, smażyć sobie konfitury nucąc pod nosem piosenki o miłości, mieszając i bulgając owocową masę, gdy za oknem burza i noc, a w głowie wizja zimowych wieczorów, kiedy taka konfitura przypomni mi o letnich truskawkowych dniach.

Dodatek kremu balsamicznego - to był naprawdę dobry pomysł. Dodaje kwaśnego smaku do słodkich truskawek i zmienia kolor konfitury na burgund:) Oto dwie propozycje konfiturowe...


Konfitura z truskawek i czereśni z kremem balsamicznym

SKŁADNIKI (proporcje na 1 słoik, 250ml - pomnożyć wg uznania:):
- 300 g truskawek
- dwie garście wydrylowanych żółtych czereśni
- sok z połowy cytryny i skórka otarta z połowy cytryny
- 150 g cukru
- pół łyżki kremu balsamicznego

PRZYGOTOWANIE:
1. Jeśli truskawki są duże do je kroimy, wrzucamy do garnka o grubym dnie, dodajemy cukier i gotujemy.
2. Truskawki zaczynają wydzielać dużo soku i pienić się, trzeba lekko mieszać, aby nie przywarły do dna.
3. Dodajemy sok z cytryny i skórkę.
4. Dodajemy czereśnie, cały czas odparowując nadmiar soku.
5. Robimy próbę talerzyka: kropla wylana na zimny talerzyk tężeje i nie rozpływa się. Jeśli ten test wyjdzie pozytywnie -dodajemy krem balsamiczny i możemy wkładać konfiturę do czystych słoików i zamykać. Słoiczki odstawić do góry dnem i zostawiamy do wystudzenia.


Konfitura z truskawek i bananów z kremem balsamicznym

SKŁADNIKI (proporcje na 1 słoik, 250 ml - pomnożyć wg uznania:):
- 300 g truskawek
- 1 duży dojrzały banan
- 150 g cukru
- duża łyżka kremu balsamicznego

PRZYGOTOWANIE:
1. Jeśli truskawki są duże do je kroimy, wrzucamy do garnka o grubym dnie, dodajemy cukier i gotujemy.
2. Dodajemy pokrojone w plasterki banany, cały czas mieszając.
3. Robimy próbę talerzyka: kropla wylana na zimny talerzyk tężeje i nie rozpływa się. Jeśli ten test wyjdzie pozytywnie -dodajemy krem balsamiczny i możemy wkładać konfiturę do czystych słoików i zamykać. Słoiczki odstawić do góry dnem i zostawiamy do wystudzenia.

*"Cudowne zajęcia" s.535, [w:] "Opowiadania zebrane", tom 1, Julio Cortázar, Warszawa 1999, Wyd. Literackie MUZA S.A.

niedziela, 26 czerwca 2011

Ciasto telewizyjne z agrestem

To jest jedyne ciasto, które mi zawsze wychodzi. Nawet jak coś pomieszam w trakcie przygotowania i zaimprowizuję poprawkę według własnego uznania, co z reguły grozi katastrofą kulinarną (dobrze, że nie ma na to paragrafu, bo miałabym już dożywocie:) - ono i tak się udaje:) Tak jak na przykład teraz. Masło miało być roztopione, a ja dodałam bardzo miękkie, ale nadal w stałej formie skupienia. Dodałam więc trochę mleka, bo widziałam że konsystencja jest nie taka jak trzeba i wyszło. To ciasto jest gohoodporne:D I do porannej kawki - jak znalazł:)


Dlaczego telewizyjne? Dostałam przepis od koleżanki i taką nazwę mi podyktowała, a na pytanie dlaczego? - odpowiedziała:
- A bo to ciasto jest takie proste, że można je robić oglądając "Klan":)


Zapomniała tylko dodać, że po upieczeniu, zjedzenie go trwa krócej niż "Moda na sukces", ale napięcie i ekscytacja są porównywalne do "Na Wspólnej". Nie ma takich zwrotów akcji, jak w "Dynastii", bo jest jednostajnie dobre i nie ciągnie się jak "Magda M.", bo jest puszyste i mięciutkie:) Zatopione w nim owoce zaskakują jak scenariusz meksykańskiej telenoweli. A dlaczego ono mi się zawsze udaje? Tego nie wiadomo, jest to taką samą tajemnicą, jak to ilu jeszcze Forresterów posiądzie Brooke.


SKŁADNIKI (na małą tortownicę ok.21cm):
- 6 czubatych łyżek mąki
- 170 g masła
- 3 jaja
- 6 łyżeczek cukru
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- owoce sezonowe - u mnie agrest
- płaska łyżka otrębów,
- trochę słonecznika,
- kilka listów melisy
- cukier puder

PRZYGOTOWANIE:
0. Nagrzać piekarnik do 200 stopni.
1. Jajka zmiksować, dodając roztopione masło, następnie mąkę, otręby, cukier i proszek do pieczenia.
2. Przelać do formy (u mnie serduszko które mieści się w tortownicy o średnicy 24 cm)
3. Na wierzchu ułożyć owoce i słonecznik.
4. Piec przez 30-40 minut.
5. Posypać cukrem pudrem i przybrać listkami melisy (bardzo dobrze komponują się smakowo z agrestem)


sobota, 25 czerwca 2011

Zielony dżem z agrestu i melisy z dodatkiem Blue Curaçao

"Ci którzy widzieli Ziemię z daleka, nazwali ją błękitną planetą. Rzeczywiście, na Ziemi jest niesłychanie dużo niebieskości. Niebo za dnia, jeśli nie ma chmur, oceany. Błękit otacza nas bez przerwy, oglądamy go, oddychamy nim. Ale nie możemy go zjeść. Niebieskość nie jest jadalna. Nie daje się pochłonąć"*. Zadanie filozoficzne na dziś: szukać niebieskiego jedzenia. Czas trwania: nieokreślony. Materiały: nieokreślone. Efekt: nieprecyzyjny.


Blue Curaçao niebieskość zawdzięcza sztucznym barwnikom. Sery z niebieską pleśnią są raczej zielonkawe. Kwiatożercy pewnie mają większe doświadczenia w zjadaniu niebieskości. Takie na przykład bławatki - są jadalne, ale przetworzone odbarwiają się na blado-różowo, a surowe nie mają wyrazistego smaku... Moje poszukiwania niebieskiego jedzenia kończą się zatem na niebieskim likierze w dżemie agrestowym - likier niebieskością zazielenia dżemik i znowu lipa. Będę zatem nadal marzyć o niebieskich migdałach i szukać...

SKŁADNIKI:
- 1 kg agrestu
- 0,5 kg cukru
- opakowanie żel-fructu
- po 1 łyżce siekanej melisy na słoiczek
- Blue Curaçao dla koloru

PRZYGOTOWANIE:
1. Umyte owoce wrzucić do garnka i wymieszać z żel-fructem i zagotować (mimo iż przepis na opakowaniu tego nie sugerował dodałam 2-3 łyżki wody, bo agrest nie od razu wypuszcza soki), cały czas mieszamy
2. Do gotujących się owoców dodajemy cukier.
3. Gotujemy chwilę aż owoce zaczną się pienić i bulgotać (około minutę gotujemy w tym stanie).
4. Wyłączamy kuchenkę, mieszamy kolejną minutę aż piana zniknie.
5. Można sprawdzić czy na zimnym talerzyku agrestowa galaretka tężeje, jeśli tak to dżem jest gotowy.
6. Dodajemy curacao - niewiele, tylko tyle ile potrzeba aby zabarwić dżem na zielono.
7. Dodajemy posiekaną melisę, mieszamy i można całość przełożyć do przygotowanych słoiczków.
8. Odwracamy do góry dnem i zostawiamy do wystygnięcia.




* Zadanie nr 64 "Szukać niebieskiego jedzenia", s. 139, [w:] "101 zabaw filozoficznych. Doświadczanie codzienności", Roger-Pol Droit, Gdańsk 2004, wyd. GWP.

piątek, 24 czerwca 2011

Pesto z botwinki

Czy jest jakiś liść jadalny i o wyrazistym smaku, z którego nie da się zrobić pesto? Byłam zaskoczona, gdy przeczytałam o pesto z botwinki. I od teraz wierzę, że jeśli tylko listki jakiejś jadalnej rośliny mają smak, to wystarczy je zmielić, dodać ząbek czosnku, parmezan i jakieś nasiona lub orzechy - i będzie z tego wyborne pesto.


Ten post dedykuję mojemu kochanemu Misiowi, którego bardzo rozbawiło, że przesoliłam makaron do tego pesto. Wymyślił nawet nazwę jaką powinnam nadać tej potrawie: Makaron Kłodawski z Botwinkowym Pesto - albo: Makaron a'la Wieliczka. Podratowałam danie dodając dużą ilość soku z cytryny, ale nadal się śmiał i pytał czy napiszę o tej potrawie na blogu, bo on chce to koniecznie skomentować:D Proszę - mówisz i masz! :)

SKŁADNIKI:
- pęczek botwinki
- czubata łyżka parmezanu (opcjonalnie)
- 2 łyżki łuskanego słonecznika
- sól
- mały ząbek czosnku
- 2-3 łyżki oliwy

PRZYGOTOWANIE:
1. Do pesto używamy tylko liści botwinki, które trzeba dokładnie umyć.
2. Liście, parmezan, czosnek, słoneczki, sól wrzucamy do blendera i dokładnie siekamy na w miarę gładką masę.
3. Przekładamy do małej misczeki i dodajemy oliwę, liście botwinki są dość soczyste, więc nie trzeba dużo tej oliwy.
4. Można podawać np. do makaronu.


Słynny Makaron a'la Wieliczka ;)

czwartek, 23 czerwca 2011

Kukurydziane bułeczki

Kolejne święto. Sklepy zamknięte, a ja nie kupiłam pieczywa zawczasu... Pod tym względem chyba już się nie zmienię. Może to dlatego, że praktycznie nie jem pieczywa? Ostatnio na śniadanie w pracy jadam kubeczek serka wiejskiego, bo wydaje mi się to bardziej sycące od kanapki. Potem jakiś odgrzewany lunch w samo południe. Kolacji nie jadam od lat, ale tylko dlatego że w tygodniu jemy obiad o 17, 18, więc ten posiłek wydaje mi się zbędny, skoro nie czuję głodu.

A pieczywo jem od święta. Pech chce, że jak są święta, to zapominam je kupić. Na szczęście miałam zamrożone drożdże. Mały kawałeczek, w sam raz na te bułeczki od Arvén. Bułeczki zeszły jak... świeże bułeczki. Smakowały idealnie z domowym dżemem truskawkowym:) Szkoda, że smaku nie da się utrwalić na fotografii, choć można spróbować uchwycić wrażenia...


"Wymyśliliśmy maszyny do szczegółów. Takie, które przechowują chwile. Utrwalają najdrobniejsze ziarenka. Zachowują głosy i profile. A pojawiły się niedawno. Tak bardzo jesteśmy do nich przyzwyczajeni, że lekceważymy ich istnienie i ich moc. W każdym razie prawie ich nie dostrzegamy"*. Zadanie filozoficzne na dziś: uświadomienie sobie siły tych technik. Fotografia. Film. Nośniki audio. Czas trwania: zatrzymany. Materiały: sprzęt nagrywający. Efekt: kontemplacyjny.

SKŁADNIKI:

zaczyn:
320ml letniej wody
15g świeżych drożdży
200g mąki pszennej
100g mąki kukurydzianej
ciasto:
10g soli
25ml oliwy
2 łyżeczki syropu z agawy (można uzyć płynnego miodu)
250g mąki pszennej
70g mąki kukurydzianej

PRZYGOTOWANIE:
1. Zaczyn: drożdże rozpuścić w wodzie, dodać obydwa rodzaje mąki i dobrze wymieszać. Odstawić do wyrośnięcia na okolo pół godziny.
2. Po tym czasie dodać do zaczynu po kolei pozostałe składniki i wyrobić z tego gładkie ciasto, włożyć do miski wysmarowanej oliwą i odstawić w ciepłe miejsce na tak długo, aż ciasto podwoi swoją objętość.
3. Uformować bułeczki, ja robiłam kulki które nastepnie lekko rozciągałam i składałam, aby powstał charakterystyczny "przedziałek". Układać na blaszcze wyłożonej papierem do pieczenia. Przykryć ściereczką i położyć blaszkę na kuchence - ponownie do wyrośnięcia.
4. Nastawić piekarnik na 200 stopni. Gdy piekarnik się nagrzeje a bułki lekko wyrosną, wstawiamy blaszkę do piekarnika i pieczemy bułki przez 15-20 minut.



* Zadanie nr 83 "Unieruchomić ulotność", s. 174, [w:] "101 zabaw filozoficznych. Doświadczanie codzienności", Roger-Pol Droit, Gdańsk 2004, wyd. GWP.

środa, 22 czerwca 2011

Eton Mess, czyli Truskawkowy Bałagan

Czuję się jak kulinarna dziewica. Wczoraj przeżyłam swój kolejny pierwszy raz. Było cudownie: tyle radości, rozkoszna słodycz i ta satysfakcja tuż po: zrobiłam to! udało się! A potem poszłam spać.


Mama zaczęła mi ostatnio podrzucać przepisy - zrób to, albo coś takiego, a może takie cudo? :) Jednym z nich był Truskawkowy Bałagan. Myślałam, że to polski pomysł, ale nie. Historia jest inna. Okazało się, że w oryginale deser ten nazywa się Eton Mess. Jest to cudowne połączenie świeżych truskawek, bitej śmietany i bezy. Swoją nazwą deser ten oddaje hołd miejscu, w którym został wynaleziony (Eton College w Wielkiej Brytanii). Sposób podania tego deseru to rzeczywiście niezły bałagan. Za to smak i finezyjna konsystencja... są jak najbardziej w porządku (sic!).


Wracając do mojej słodkiej ekstazy wczoraj wieczorem... Tak! Zrobiłam to. Zrobiłam bezy. Pierwszy raz w życiu. Do końca zachowały kształt, nie rozlazły się po blaszce, tylko sterczały dumnie do końca! Zaczęłam je robić o 21, włączyłam film "My Blueberry Nights" - polecany przez Magdę i Asicę, a gdy ta romantyczna historia się skończyła - bezy były już prawie gotowe. Spróbowałam. Było warto:)

SKŁADNIKI:

bezy:
- 3 duże białka jajek
- 150 g cukru pudru
- szczypta soli
- pół łyżeczki ekstraktu waniliowego (ja użyłam ziarenek prawdziwej wanilii)
bita śmietana i truskawki:
- 200 ml kremówki
- pół łyżeczki ekstraktu waniliowego
- 1 łyżeczka cukru
- 250g truskawek
- 2 łyżeczki cukru (lub wg uznania)

PRZYGOTOWANIE:

Beza:
1. Nagrzać piekarnik do temperatury 100 stopni i ustawić kratkę na środkowym poziomie.
2. Ubić białka z solą i wanilią aż powstanie sztywna piana, pod koniec dosypywać stopniowo cukier i ubjać aż całkiem się rozpuści.
3. Na wyścieloną papierem do pieczenia blaszkę nakładamy kleksy (wielkości 'standardowego' ciastka) z ubitych białek i pieczemy od 1,5h do 1h 45min. Po tym czasie wyłączyć piekarnik i pozostawić w nim bezy, aż całkiem ostygną (ja zostawiłam na noc).

Pozostałe czynności:
1. Śmietanę ubić z cukrem i wanilią - ubitą śmietanę schłodzić w lodówce.
2. 1/3 truskawek zmiksować na gładki mus (można też rozgnieść je tłuczkiem do ziemniaków lub podusić widelcem).
3. Pozostałe truskawki pokroić na kawałki o wielkości kęsa (into bite size pieces - bardzo spodobało mi się to sformułowanie:) i posypać cukrem. Można to przygotować na około godzinę przed podaniem deseru.
4. Pokruszyć bezy into bite size pieces. Dodać bezowe okruchy i truskawki (zmiksowane i pokrojone) do ubitej śmietany i wymieszać. Przełożyć do miseczek lub pucharków deserowych. Podawać od razu! :)


*Przepis i historię zaczerpnęłam stąd.
** Przepis dodaję do akcji Truskawka 2011 i Jedzenie z muzyką w tle.









wtorek, 21 czerwca 2011

Chłodnik ze szczawiu z kostkami białego sera

Jak przywitać pierwszy dzień lata? Może orzeźwiającym chłodnikiem? Ja jestem na tak. Szczawiowy chłodnik od razu przypadł mi do gustu, gdy tylko ujrzałam go na blogu Zielony stolik. Niestety jednak nie dysponuję taką ilością wolnego czasu w tygodniu, aby gotować chłodnik i potem go studzić... W necie znalazłam jednak informacje, że równie dobrze można użyć surowego szczawiu i bardzo mnie to ucieszyło:)


Pomysł na kostki białego sera zamiast jajka na twardo podsunęła mi książka "Obiady u Kowalskich" Jadwigi Kłossowskiej. Książka ta wydana została w 1990 roku, a wydaje się jakby była z zupełnie innej epoki. Szczególnie rozdział o nowoczesnych sprzętach mnie rozbawił:  "Na pierwszym miejscu powinna znaleźć się lodówka", proponuje autorka. Na drugim miejscu jest kuchenka gazowa lub elektryczna i elektryczny okap z wyciągiem, "który nie tylko pochłania wszystkie zapachy, ale chroni ściany przed odymianiem". Dużą pomocą jest oczywiście "wieloczynnościowy duży robot elektryczny" (oczami wyobraźni widzę człekokształtnego robota jak w The Jetsons). Jeśli nie mamy w kuchni miejsca na takiego robota, to oczywiście można go zastąpić elektrycznym robotem-mikserem i równie elektryczną maszynką do mięsa. Z dzisiejszego punktu widzenia, najbardziej bawi to podkreślanie elektryfikacji sprzętów kuchennych :)


Mamy w tej książce także radę bardzo bliską współczesnym trendom żywieniowych, a mianowicie: jedzmy produkty sezonowe, warzywa i owoce zgodne z aktualną porą roku. Tak więc zapraszam na sezonowy chłodnik:

SKŁADNIKI (2 porcje):
- 1 duży jogurt grecki
- 1 długi ogórek
- 2 duże garście szczawiu
- trochę szczypiorku do posypania
- ząbek czosnku
- pół kostki twarogu (użyłam pełnotłustego, śmietankowego - ale chudsze też pasują, ważne żeby twaróg był świeży i niekwaśny)
- sól , pieprz

PRZYGOTOWANIE:
1. Ogórka, czosnek i szczaw "zblenderować" dość drobno, posypać solą i pieprzem i na chwilę odstawić aż ogórki puszczą sok.
2. Jogurt grecki rozmieszać i dodać do ogórków i szczawiu - dokładnie wymieszać, ewentualnie jeszcze dodać soli i pieprzu.
3. Podawać z kostkami białego sera, posypane szczypiorkiem.

Smacznego!


poniedziałek, 20 czerwca 2011

Jagody w syropie

Na jagody. Poszłoby się. Ale gdzie u licha są jagody w okolicach Poznania? - nie mam pojęcia... Las za domem rodziców znam na wylot. Wiem, gdzie wiosną kwitną fiołki, a gdzie rosną poziomki, jeżyny (te ogrodowe nie mają smaku przecież!) i gdzie latem można zbierać jagody, a jesienią grzyby... Brakuje mi tego.


Na jagody. Maria Konopnicka. Lektura w klasie pierwszej. Nie czytałam. Bunt miałam we krwi od początku szkolnych lat. Dopiero gdy miałam 11 lat zaczęłam tak naprawdę czytać książki. Babcia Henia mnie przekonała. Powiedziała, że ma dla mnie niespodziankę. Nie chciała powiedzieć, co to jest. Strasznie się napaliłam, a gdy przyszło co do czego, okazało się, że to zwykła książka. Bez sensu. Ogroooomny zawód mnie spotkał, ale cóż, nie chciałam robić babci przykrości, w końcu to były wakacje w mieście, nie było co robić, więc zaczęłam czytać... Początek trochę nudny, środek ciekawy, a końcówkę czytałam już z zapałem i wypiekami na twarzy. Pamiętam tytuł tej książki: "Jana ze wzgórza latarni" Lucy Maud Montgomery. Od tamtej pory nie mogę się obejść bez dobrej lektury:) - à propos lektury i dzisiejszej propozycji kulinarnej, fragment z Konopnickiej:

Jagodowy król po borze
Jak po własnym chodzi dworze,
Mech mu leśny łoże ściele,
Z wilg i drozdów ma kapelę,
Gdzie bądź stąpi – kwiaty, zioła
Pochylają wonne czoła,
A w największą nawet ciszę
Trzcina przed nim się kołysze.

SKŁADNIKI (przepis na 1 słoiczek 250ml):
- słoik o pojemności 0,25l jagód
- 3 łyżki cukru

PRZYGOTOWANIE:
1. Jagody dokładnie umyć, przełożyć do słoiczka i zasypać cukrem. Zakręcić wieczko.
2. Do garnka (jego wielkość zależy od ilości słoików) włożyć drewnianą kratkę lub kilka warstw czystego papieru.
3. Do garnka wstaw słoiki z jagodami tak zostały między nimi około 2 cm miejsca.
4. Zalać wodą do 3/4 wysokości słoików.
5. Przykryć pokrywką i zagotować, od momentu wrzenia gotować 45 minut.
6. Po zakończeniu pasteryzowania wyjąć słoiki (uwaga! gorące), dokręcić wieczka i odstawić do wystygnięcia.

Przepis dodaję do akcji: Akcja przetwory 2011

Przepis na jagody zaczerpnięty stąd, a szczegóły pasteryzacji stąd.



niedziela, 19 czerwca 2011

Pieczarka faszerowana czarnymi oliwkami

Co takiego jest w pieczarce, że zawsze mi smakuje? Nie wiem, ale nie tylko ja się nią zachwycam - tutaj, dzisiaj. "Niektóre gatunki [pieczarki] są hodowane od czasów starożytnych, na przykład Agaricus hortensis, czyli pieczarka ogrodowa. Egipcjanie, a bardziej jeszcze Rzymianie przepadali za pieczarkami; Papuasi do dziś uważają je za pokarm dający siłę i odwagę". Uczeń Arystotelesa, Teofrast, nazywał ją "kamiennym grzybem", we Francji zwie się ją "paryskim grzybem" z powodu rozległych hodowli pieczarkowych w podparyskich kamieniołomach, gdzie grzyb ten ma idealną do rozwoju temperaturę i wilgotność*.


W osiedlowym warzywaniaku zostały same pieczarki-giganty. O wielkości dłoni (licząc bez palców;). Aż żal byłoby je pokroić i stracić ten ich ogromny - a jakże! - urok. Już na pierwszy rzut oka wyglądają jak małe miseczki, do których coś należy włożyć. No to wkładam.

SKŁADNIKI:
- 3 bardzo, bardzo duże pieczarki
- 3 garście czarnych oliwek
- sól i świeżo zmielony pieprz
- 3 plasterki sera żółtego (mniej więcej odpowiadające wielkością pieczarce)
- kilka gałązek cząbru do przybrania i uzykania dodatkowych walorów smakowych

PRZYGOTOWANIE:
1. Pieczarki umyć i obrać -szczególnie kołnierzyk wokół nóżki, której nie wycinałam.
2. Oliwki grubo posiekać.
3. Nałożyć je do pieczarki (wokół nóżki), osolić, posypać pieprzem i przykryć plasterkiem sera.
4. Włożyć do nagrzanego piekarnika (ok. 180st.) na mniej więcej 10 minut. Można także zrobić je na grillu lub w opiekaczu.
5. Przed podaniem ozdobić gałązkami cząbru.




*"Historia naturalna i moralna jedzenia" Maguelonne Toussaint-Samat, wyd. WAB, Waraszwa 2002, s. 56-57

piątek, 17 czerwca 2011

Sałata w towarzystwie wędzonego kurczaka, suszonych pomidorów i sera zagrodowego

So... how funky is your chicken? Mój cziken na dziś jest uwędzony i jest mega funky, bo spoczywa na sałacie w towarzystwie moich słonecznych suszonych pomidorków i sera korycińskiego, który zdobyłam dziś w sklepie ze ekologiczną żywnością. Ale po kolei...


Warszawa mnie rozpieszczała kulinarnie:) Każdego dnia zaskakiwał mnie lunch na szkoleniu. Był cudowny. Miałam przyjemność zjeść makaron z kalmarami, albo inny w sosie bazyliowym, łososia w sosie homarowym, sałatkę z przegrzebkami, inną z małżami lub homarem, melony w szynce parmeńskiej, znakomicie przyrządzoną kaczkę po chińsku, polędwiczki były delikatne a panna cotty puszyste... Wieczorkiem spotykałam się ze znajomymi popijając limonkową granitę, zachwycając się kremem katalońskim i zajadając się ciastem marchewkowym z lodami karmelowymi. To w pewnym stopniu złagodziło ból rozstania z tymi wszystkimi pysznymi przepisami, które śledzę w naszej kulinarnej blogosferze (i za którymi bardzo mocno tęskniłam).


Przed wyjazdem do Warszawy, w niedzielę, zdążyłam zamarynować moje sycylijskie suszone pomidory. Pierwsze co zrobiłam zaraz po powrocie, to spróbowałam, czy pomidorki już są dobre:) I... były!!! Tzn. jeszcze są:) Zrobiłam ich dość dużo, na szczęście:)

Z kolei ser koryciński chciałam spróbować już od dawna - właściwie odkąd po raz pierwszy o nim usłyszałam na jakimś serowym blogu. Trudno opisać jest smak, który jest niepowtarzalny. A takim właśnie smakiem charakteryzuje się ten ser zagrodowy, zwany Swojskim - bo taki właśnie jest. Jeśli ktoś kiedyś jadł wiejską śmietanę, niehomogenizowaną i nieprzetworzoną, to chyba łatwiej może sobie wyobrazić ten posmak naturalności. Taki ser - prosto od krowy:)


SKŁADNIKI:
- miks sałat (w tym rukola, aby zaostrzyć smak)
- dwie garście pokrojonego w kostkę sera korycińskiego
- jedna wędzona pierś kurczaka (ok. 170g) - pokrojona w kostkę
- dwie garście czarnych oliwek
- 6 suszonych pomidorów (odsączonych z zalewy i pokrojonych na drobne paseczki)
- kilka małych listków szczawiu do przybrania
sos do sałatki:
- 2-3 łyżki oliwy (może być oliwa od suszonych pomidorków)
- 2 łyżeczki musztardy dijon
- 1 łyżka majonezu
- 1 niepełna łyżka octu ryżowego
- 2-3 łyżki mleka

PRZYGOTOWANIE:
1. Składniki sałatki układamy warstwami na dużym talerzu w następującej kolejności: sałata, wędzona pierś kurczaka, ser koryciński, suszone pomidory, oliwki.
2. Składniki sosu przekładamy do shakera lub słoiczka, zakręcamy wieczko i potrząsamy tak długo aż powstanie gładka emulsja. Sos podajemy oddzielnie, aby każdy mógł sobie nałożyć wg uznania na swoim talerzu.


Ach! i zapomniałabym - przepis dodaję do akcji Jedzenie z muzyką w tle:)






niedziela, 12 czerwca 2011

Sycylijskie suszone pomidory

I jak tu nie skakać z radości! Po wczorajszej tarcie nie ma ani śladu, bo okazała się przebojem dnia. Teściom bardzo smakowała - do tego zaskoczyłam ich przebłyskiem cukierniczego talentu:) Oni też mnie zaskoczyli i to właśnie dlatego chce mi się skakać z radości:) Dostaliśmy z Misiem całą pakę sycylijskich pomidorów suszonych na słońcu. Pamiątka z wakacji. Promyk włoskiego lata...


Od razu postanowiłam część zamarynować w oliwie z oliwek. Przepis znalazłam na blogu Pieprz czy Wanilia i podaję go tutaj na wypadek, gdyby ten post zniknął jak Durszlak - a ktoś, równie wspaniałomyślny jak moi teściowie, postanowił obdarować mnie takim rarytasem ponownie. Swoją drogą, jak Wam się podoba dynamicznie rozwijający się Mikser? Bo mi bardzo:)


Wracając jednak do pomidorków... Pachną cudownie, po otwarciu paczki całą kuchnię opanował aromat suszonych pomidorów. Lato. Italia. Pomidorowa poezja:) Do tego dobrej jakości oliwa i kompozycja ulubionych przypraw z dominującą nutą oregano. Taką przesiąkniętą pomidorkami i ziołami oliwę można później spokojnie wykorzystać do skropienia sałatki lub do innych potraw, bo nadal smakuje cudownie i aż grzech ją wyrzucić:) Teraz tylko muszę poczekać z tydzień (może dłużej?) aż wszystkie smaki się przegryzą - będzie to o tyle łatwe, że do czwartku nie ma mnie w Poznaniu, więc nie będzie mnie kusić codziennie, aby sprawdzać, czy to już? Jak z ogórkami małosolnymi. Niestety w tym czasie nie będę mogła nic wrzucać na bloga (głównie ze względu na brak dostępu do kuchni:) - będę za to wieczorami czytać inne blogi:D


SKŁADNIKI (wg
- pomidory suszone na słońcu
- dobrej jakości oliwa z oliwek z pierwszego tłoczenia
- mieszanka ulubionych ziół (np. oregano, tymianek, bazylia, suszona natka pietruszki, papryczki peperoncino)
- ocet winny

PRZYGOTOWANIE:
1. Pomidorki zalać gorącą wodą zmieszaną z octem winnym (proporcja octu do wody - 1:10) i pozostawić na około 30 minut aż pomidory zmiękną.
2. Do wyparzonego słoiczka wlać na spód warstwę oliwy, ułożyć pojedynczą warstwę pomidorów, posypać mieszanką ziół i zalać oliwą. Następnie układać wg tej zasady kolejne warstwy, tak aby na wierzchu pozostała warstwa oliwy, dokładnie przykrywająca pomidorki (inaczej mogą spleśnieć).
3. Tak przygotowane pomidory można przechowywać w temperaturze pokojowej w suchym i ciemnym miejscu nawet kilka miesięcy. [W lodówce oliwa może nieładnie stężeć]


sobota, 11 czerwca 2011

Tarta mocno truskawkowa

Jak byłam mała moim ulubionym kolorem był fiolet. Mama zaś urządziła cały mój pokój na różowo. Musiałam zatem trochę się przeciwko temu zbuntować. Z wiekiem ten bunt narastał i jako nastolatka doszłam do czerni w roli ulubionej barwy. Wszystko miałam czarne: sztruksy, glany, t-shirty, paznokcie, humor, a czasem nawet myśli. Gdy tylko hormony przestały buzować, znowu polubiłam dziewczęce kolory: róże, fiolety, błękity i wszystkie inne pastelowe barwy. Jeżeli zaś chodzi o róż, to mój ukochany odcień to "truskawka ze śmietaną". Każdy facet wie, że nie ma takiego koloru. Nie ma też brzoskwiniowego, groszkowego ani wiśniowego. A jednak kobiety widzą te kolory. Widzą? - A może czują? Mają szersze spektrum postrzegania świata i opisywania go. Ulubione kolory moich kolegów z pracy to: "#FFFFFF" (biały), "#000000" (czarny), "#FFFF00" (żółty), "0000FF" (niebieski) i tak dalej... Wracając jednak do truskawki ze śmietaną. To nie tylko najpiękniejszy przejaw różu, ale także cudowny smak i puszystość, która zawsze kojarzyć będzie się z latem, wakacjami i radością:) Kocham to po prostu.


Dziś na popołudniową kawę przyjeżdżają teściowie, dlatego od rana walczę w kuchni, aby ich ładnie ugościć. Gdy tylko się obudziłam, jeszcze leżąc w łóżku, zaczęłam obmyślać poczęstunek. Były dwie opcje: nie ryzykować i pójść do cukierni, podjąć ryzyko i pójść na całość:) Zgadnijcie co wybrałam? Oczywiście, poszłam na całość. To znaczy, do sklepu... po składniki na... wtedy jeszcze nie wiedziałam na co. Gdy jednak tylko zobaczyłam te prawdziwe, słodkie, intensywnie czerwone truskawki - wiedziałam już co zrobię. Tylko nie wiedziałam jak. Miałam w głowie zarys, koncepcję ciasta - ale takimi koncepcyjnymi słodkościami nie poczęstuję gości. Zadzwoniłam więc na Skypie do mamy, która - gdy chwaliłam się moją poprzednią tartą truskawkową - odpytała mnie jak na spowiedzi z całego procesu pieczenia i przygotowywania ciasta, po to tylko by powiedzieć mi jak to zrobić lepiej. No to skoro tak...


Mama jednak nie mogła znaleźć genialnego przepisu na kruche ciasto, który dostała kiedyś od koleżanki. Na szczęście przyszła babcia, która na hasło "kruche ciasto" od razu usiadła przed monitorem i przystąpiła do akcji:

- Ja robię na oko! A ile potrzebujesz tego ciasta?
- No na taką okrągłą blaszkę do tarty...
- Ha, ha, ha! - zabrzmiał perlisty śmiech babci - takiej małej ilości to ja nie robię:) Ale poczekaj... 

I tu nastąpiło przeliczanie i wymienianie proporcji na tak małą ilość ciasta, kilka dygresji, żartów, historii o rodzinie, streszczenie jak babcia dotarła do mamy: mieszka w sąsiedniej wsi i musiała przyjechać rowerem i jest zziajana, i zaparkowała rower w cieniu obok pawilonu przed blokiem Roberta, i poszła do niego na górę, a w połowie drogi przypomniało jej się że przecież idzie do Małgosi, bo wczoraj miała imieniny, aaa! ty też jesteś Małgosia! no to wszystkiego najlepszego, no i zaniosła Iwonce garsonkę letnią i spódnicę, bo jej jest za mała, to na nią powinna być dobra, bo... - to tak pokrótce, aby zrekonstruować klimat rozmowy - babcia to ma nawijkę, ale ostatecznie przepis dostałam:) No i dobrą radę od babci też dostałam:

- Daj cukru, bo ciasto bez cukru jest do dupy! Ha, ha, ha!:)


SKŁADNIKI:

ciasto kruche wg babci Krysi:
- pół kostki masła
- czubata szklanka mąki
- 4 żółtka
- łyżeczkę proszku do pieczenie ("jak etkera" mówi babcia, "jak inny to dwie")
- 2-3 łyżki lub nawet pół szklanki cukru pudru
- "jak się nie będzie chciało zagnieść to dodać trochę kwaśnej śmietany i po sprawie", też cytat z babci:)

masa truskawkowa:
- 1 kg truskawek
- 100 g cukru
- 400 ml śmietanki kremówki
- 2 łyżki cukru pudru
- 6 łyżeczek żelatyny (lub wg propozycji przygotowania na opakowaniu)
- kilka listków melisy


PRZYGOTOWANIE:
1. Mąkę i cukier puder przesiać do miski, dodać zimne masło pokrojone na kawałki, schłodzić ręce pod zimną wodą i szybko zagniatać mąkę z masłem aż powstaną okruszki. Dodać żółtka i ponownie wszystko zagnieść aż składniki zaczną się łączyć. Ulepić kulę z ciasta, zawinąć w folię i włożyć do lodówki na pół godziny.
2. Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Ciasto lekko rozwałkować na okrągły placek. Zawinąć ciasto na wałek i przenieść je do formy na tartę o średnicy około 24 cm. Ciasto rozprowadzić palcami równomiernie po blaszce, uformować brzeg i nakłuć widelcem całe ciasto.
3. Piec około 15 minut.
4. Masa truskawkowa: truskawki obrać z szypułek dokonując jednocześnie selekcji: ładne, kształtne i nie zgniecione odkładamy delikatnie do jednej miseczki, a te mniej kształtne do drugiej.
5. Ładne truskawki wkładamy do lodówki, pozostałe miksujemy blenderem na gładka masę.
6. Zmiksowane truskawki i cukier wrzucamy do garnka i podgrzewamy (ale nie zagotowywać), dodajemy żelatynę i mieszamy aż się rozpuści.
7. Bitą śmietanę ubić na sztywno z cukrem pudrem.
8. Gdy truskawki z żelatyną zaczną tężeć dodajemy bitą śmietanę i mieszamy dokładnie.
9. Tak przygotowany krem wykładamy na ostudzony kruchy spód.
10. Na wierzchu układamy dorodne truskaweczki i ozdabiamy kilkoma listkami melisy. Władamy do lodówki aby masa stężała do końca.


czwartek, 9 czerwca 2011

Chop suey

"Chop suey!" to nie tylko świetny utwór System Of A Down, ale także potrawa kuchni chińskiej. Piszę o tym w tej kolejności, bo właśnie poprzez piosenkę dowiedziałam się, że istnieje taka potrawa. Oczywiście piosenka jest bardziej przewrotna i pod pozorem śpiewania o jedzeniu, kryje się głęboka refleksja o samobójstwie (tytułowe 'suey' to skrót od 'suicide'). W momencie, gdy planowałam przygotowanie tego dania z okazji akcji Jedzenie z muzyką w tle, nie sądziłam jak bardzo będzie ono trafne w swej dwuznaczności... 


Potrawa ta i towarzysząca jej piosenka nabierają nowego znaczenia w kontekście 'samobójstwa' portalu Durszlak.pl, na którym owa akcja została zapoczątkowana - to swoisty manifest, niemy protest, bo to stało się tak nagle i postawiono nas przed faktem dokonanym. A przecież z pewnością znalazłby się ktoś, kto chciałby przejąć tak cudne miejsce spotkań kulinarnej blogosfery... Ale po tym strzale w samo serce portalu, cierpią ci 'najbliżsi', ci którzy go tworzyli swoją aktywnością i pomysłowością - tego już nie ma. Pod adresem Durszlak.pl wisi nawet list pożegnalny. Jeśli to nie jest 'suey', to co?

SKŁADNIKI (na podstawie wikipedii, kilku wymieszanych przepisów anglojęzycznych i menu chińskich restauracji):
- makaron ryżowy ok. 150 g
- 3 młode marchewki pokrojone w cienkie słupki
- kilka grzybków mun (przygotowane wg przepisu na opakowaniu)
- kawałek pora (biała część) poszatkowanego
- 3 małe młode cebule poszatkowane
- pół słoiczka pędów babusa
- 1 czerwona papryka pokrojona w cienkie słupki
- kiełki (mogą być dowolne, mieszane lub ulubione, ja użyłam polskich ze słonecznika)
- 3 łodygi selera naciowego
- 250 g krewetek koktajlowych (ugotowanych z mrożonki)
- 1-2 łyżeczki sosu sojowego
- 1-3 łyżek sosu teriyaki
- 1 czubata łyżka sosu HP
- 1 łyżka octu ryżowego
- 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej rozpuszczonej w filiżance wody

PRZYGOTOWANIE:
1. Pokrojone warzywa wrzucić do woka i podsmażyć na odrobinie oliwy. Dodać przygotowane grzybki mun. Nie solimy potrawy, bo sos sojowy jest już dostatecznie słony.
2. Dodajemy krewetki i smażymy - na tym etapie warzywa i mrożone krewetki wydzielają dużo wody, trochę tę wodę odparowujemy, ale nie całkowicie. Warzywa nie powinny się rozgotować, marchewka powinna być al dente.
3. Dodać sos sojowy, sos teriyaki, sos HP i całość zaciągnąć wodą z rozpuszczoną mąką ziemniaczaną. Ewentualnie dosolić sosem sojowym i dokwasić octem ryżowym. Warzywa i krewetki powinny być zatopione w lekko żelowym sosie (przy proporcjach więcej warzyw niż sosu, który powinien mieć konsystencję bardzo, ale to bardzo rozrzedzonego kisielu)
4. Makaron namoczyć wrzątkiem i osolić. Chop suey podawać z tymże makaronem - posypane kiełkami.


Oto i utwór, mimo braku durszlaka i jego akcji:








wtorek, 7 czerwca 2011

Sałatka z arbuza i fety

W końcu mąż audiofil przydał się w mych kulinarnych poszukiwaniach. Kochanie oto wyzwanie. Jest taka akcja kulinarna Jedzenie z muzyką w tle. Podaj tytuł jakiejś piosenki, z której mogłabym zrobić coś do jedzenia. To znaczy, z tytułu nie z piosenki, to znaczy z tytułowego jedzenia:) Kochanie długo nie myśląc powiedział:
- Watermelon man! A ja na to:
- Sałatka!
- Super!

Misiu w ogóle ma takie muzyczne metrafory. Po weekendowej wpadce z drożdżową brioszką, z której zamiast kawałków do odrywania, wyszedł drożdżowy placek, po raz kolejny wpadłam w zadumę nad tym, jak to jest, że potrafię wszystko ugotować, a  nie umiem piec. Na co Misiu odparł: bo gotowanie jest jak jazz, a pieczenie jak muzyka klasyczna. I coś w tym jest. W pieczeniu obowiązują pewne zasady, miary, wagi, kanon. W gotowaniu masz większe pole do improwizacji - są takie potrawy gdzie można wymienić każdy składnik na jakiś inny, a potrawa nadal zachowa swój charakter, smak i formę. A w pieczeniu? Magia. Nie wiem na czym to polega:)


Zatem mieszamy i zamieniamy. Pomidor i feta komponują się wybornie. Ale jeśliby użyć arbuza zamiast pomidora...? Będzie super! Podobny kolor i konsystencja, dla mnie bomba. I do tego coś zielonego, orzeźwiającego - może być mięta:)

SKŁADNIKI:
- 2 szklanki arbuza pozbawionego pestek i pokrojonego w kostkę (mniej więcej)
- opakowanie fety (użyłam pokrojonej)
- kilka listków mięty
- sos: 3 łyżki soku z limonki, 3 łyżki oliwy z oliwek, trochę świeżo zmielonego pieprzu do posypania sałatki

PRZYGOTOWANIE:
Arbuza wymieszać z fetą, posypać listami mięty. Skałdniki sosu dokładnie ze sobą wymieszać i tak przygotowaną emulsją polać sałatkę przed podaniem.


i "Watermelon Man":






poniedziałek, 6 czerwca 2011

Prosta sałatka z wędzonej makreli

Gdyby kobiety zamilkły. W końcu byłby święty spokój, powiedzieliby koledzy z pracy. Pomyślałbym, że się obraziłaś, rzekłby Miśku. Byłoby to nie do zniesienia, myślę ja. Razem z jedną koleżanką, która ma tą samą przypadłość co ja (co pomyślę, to powiem - a czasem nawet bez tej pierwszej fazy:) wymyśliłyśmy, że każda z nas powinna wypowiadać na głos tylko co drugą rzecz, o której pomyśli. Niestety nie jest to łatwe. Zazwyczaj orientujemy się dopiero po fakcie, mówiąc: "No tak, to była ta rzecz, o której powinnaś była tylko pomyśleć".


Co by się stało? Gdyby kobiety zamilkły. Jak ryby, które nie mają głosu. Które są dzisiaj u nas na obiad. W postaci sałatki. Prostej. Bo jest taki upał, że już mi się mózg przegrzewa. I nawet mówić mi się chce. A zaraz jeszcze muszę wykonać służbowy telefon. Godzina słuchania, jak inni gadają. To chwila próby dla gaduły. Trzymajcie kciuki:)

SKŁADNIKI:
- 100 g ugotowanego osolonego ryżu
- 1 wędzona makrela obrana ze skóry, pozbawiona ości
- 1 papryka czerwona pokrojona w kostkę
- 5 małych ogórków kiszonych pokrojonych w kostkę
- pęczek koperku drobno posiekany
- 2 łyżki majonezu, pieprz

PRZYGOTOWANIE:
Wszystkie składniki wymieszać dokładnie. Dodać majonez i doprawić pieprzem. Gotowe i można jeść:)


niedziela, 5 czerwca 2011

Likier Malibu

Gorączka sobotniej nocy. Za oknem żar tropików. Noc, ale wciąż upał. Chciałoby się popijać egzotyczne drinki z palemką na jakieś rajskiej plaży... Jest na to sposób. Proponuję dzisiaj likier kokosowy, prawie jak Malibu. Jak wszyscy doskonale wiemy "prawie" robi różnicę. Oryginalny likier po pierwsze primo nie zawiera ani grama mleka, po drugie primo jest na bazie rumu, po trzecie primo jego receptura nie została ujawniona, więc trudno go dokładnie odtworzyć.


To mnie jednak nie zraziło. Po triumfalnym rozłupaniu orzecha kokosowego stałam się posiadaczką dużej ilości świeżych wiórków kokosowych, które to nadal pamiętają jak były jednością i jak fajnie się leżakowało we wnętrzu orzeszka. Mało tego, od kilku miesięcy w mojej lodówce zalegała butelka wódki, którą sporadycznie używałam do marynowania mięsa lub innych potraw. Każdy miłośnik tego trunku rzekłby, że to skandal! - tak długo wódce pozwolić wietrzeć i szkłem przechodzić. No cóż, wolę spożywać inne alkohole, a niechciana wódka weszła do kanonu przypraw w mojej kuchni.


W Poznaniu usypano nam sztuczną plażę nad Wartą w ramach akcji KontenerART, na skarpie, więc do rzeki jest spory kawałek. Zamiast palmy, rośnie tam zwykle polskie drzewo. Zamiast drinków z palemką, jest piwo. Ale tak powinno być. To jest Polska, a nie Barbados - więc: jaka plaża, takie malibu:) [w sensie, że nasze obcym nie ustępuje:]. Dziś miał się odbyć nieformalny casting na drinka z malibu, ale na razie popijamy naparsteczek bez dodatków. A może wy macie pomysł na jakiegoś fajnego drina z tym likierem?

SKŁADNIKI:
- 3/4 słoika półlitrowego wiórków kokosowych (użyłam świeżo zmielonych, jak to się robi? klik)
- pół litra wódki
- puszka słodzonego mleka skondensowanego
- pół szklanki mleka kokosowego (można więcej, jeśli likier wyda nam się za mocny)

PRZYGOTOWANIE:
1. Do słoika wsypać wiórki kokosowe i zalać wódką. Odstawić na około tydzień do lodówki (minimalnie 4 dni, choć na niektórych forach były sugestie aby trzymać tylko dobę, a ja włożyłam to do lodówki i zapomniałam o tym na tydzień;)
2. Przez ściereczkę odcisnąć wiórki.
3. Do uzyskanej w ten sposób kokosowej wódki dolewamy skondensowane mleko i tyle mleka kokosowego, aby uzyskać likier o ulubionej mocy.
4. Wg informacji z netu, można go dość długo przechowywać (raczej w lodówce), ale to mu raczej nie grozi, bo jest pyszny:) Pasuje idealnie jako dodatek do kawy, czy deseru:)




Przepis dodaję do akcji amore del tropico.

sobota, 4 czerwca 2011

Bułeczki śniadaniowe

Upalny sobotni poranek nie zachęca do wychodzenia po śniadaniowe zakupy. Zaczęłam przeglądać książki kucharskie w poszukiwaniu łatwego przepisu na śniadaniowe pieczywo. W końcu jakiś znalazłam, ale był to przepis na bułeczki z owocami Jamiego Olivera* gęsto przybrane łyżką dżemu i bitej śmietany. Bez cukru, ale na słodko. Takich śniadań jednak nie lubię za bardzo, bo po godzinie jestem od razu głodna...


Po upieczeniu wyszło na jaw dlaczego bułeczki trzeba mocno upaćkać w dżemie i bitej śmietanie... Bo, dyplomatycznie mówiąc, są bardzo kruche, żeby nie powiedzieć... suche. Dla osoby takiej jak ja, która od dzieciństwa nie jada masła, to duże wyzwanie. Jednak jak zwykle jakoś sobie poradziłam: jogurt, majonez, musztarda i odbył się nieformalny casting na najładniejszą kanapkę:)

SKŁADNIKI (podaję oryginalny przepis, a w nawiasie moje modyfikacje):
- 120g mieszanki suszonych wiśnie i/albo rodzynek + sok pomarańczowy do nasączenia ich (pominęłam te składniki)
- 450 g mąki + 3.5 łyżeczki sody oczyszczonej (użyłam mąki orkiszowej)
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 120 g masła (dodałam trochę na oko, bo kostka masła była nieregularnie naczęta z kilku stron, a pierwotnie ważyła 375g i trudno mi było oszacować ile to 120g:)
- sól
- 2 duże jajka
- 5 łyżek mleka + trochę do posmarowania (użyłam też do posypania: maku, czarnuszki i przyprawy do chleba z masłem)
- dżem dobrej jakości + 150ml bitej śmietany (zamiast tego był tuńczyk, szynka, boczek, ale o tym niżej)

PRZYGOTOWANIE:
1. Rozgrzej piekarnik do 200 stopni.
2. Namocz rodzynki w soku (pominęłam ten krok).
3. Wymieszaj mąkę, sodę, sól, proszek do pieczenia i masło - można palcami, można robotem kuchennym - do konsystencji okruchów chleba.
4. W oddzielnej miseczce rozmącić jajko z mlekiem i dodać do mąki z masłem (jeśli robisz bułeczki na słodko, to jest moment aby dodać odcedzone rodzynki)
5. Całość wymieszaj tak, aby uzyskać miękkie suche ciasto (jeśli to konieczne dodać trochę mleka)
6. Ciasto rozwałkować na oprószonym mąką blacie na grubość 2 cm. Wykrawaj foremką lub szklanką okrągłe kawałki i układaj na wyłożonej papierem do pieczenia blaszce.
7. Posmaruj bułeczki pędzelkiem zanurzonym w mleku (i tu dodałam różne posypki: mak, czarnuszka itd.)
8. Piecz przez 12-15 minut aż bułeczki urosną i się przyrumienią. Wyjmij z piekarnika i odstaw na kratce do ostygnięcia.

A teraz ranking bułeczek... 

Niekwestionowanym zwycięzcą była Bułeczka z tuńczykiem, łyżeczką jogurtu naturalnego, dwoma listkami szczawiu i przyprawą do pomidorów


Drugie miejsce zajmuje Bułeczka z prosciutto crudo, kleksem majonezu, listami pietruszki i cząbru.


Last but not least... Bardziej geometryczna Bułeczka z plasterkiem żółtego sera, cienkim plasterkiem surowego boczku, musztardą dijon, listkiem cząbru i marynowanym zielonym pieprzem.



* J. Oliver  "Każdy może gotować", str. 331

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...