Ta galaretka to efekt weekendowego eksperymentowania z rabarbarem. Robię co mogę, aby nic nie upiec. Nie wiem na czym to polega, słone ciasta mi wychodzą - ciasto na pizze, niemiecki placek cebulowy, foccacia... A słodkie? Zakalec, za twarde, za suche, za kruche. Już to pisałam w komentarzach na Cakes and the City: jak kiedyś upiekłam zwykłą babkę, Miśku nieświadomy, że włożyłam w to tyle serca i pracy, zapytał: "Nie mogłaś kupić świeżej?". Nie muszę chyba dodawać, że była ona pieczona tego samego dnia...
Zatem zanim znowu porwę się z motyką na słońce, proponuję coś słodkiego, ale bez pieczenia:) To galaretka trzęsąca się jak Shakin' Stevens przygotowana o zachodzie słońca, aby była gotowa do porannej kawki:) Myślałam, że eksperyment się nie powiedzie. Wczoraj wieczorem galaretka nie dawała żadnych oznak tężenia. Gdzieś z tyłu głowy zaczęło mi kołatać, że do galaretki nie dodaje się kwaśnych owoców, bo to ją rozpuszcza... Poszłam zatem spać, a pod osłoną nocy galaretka wzięła się w garść i zastygła w bezruchu. Poranna kawa ją jednak rozruszała:)
SKŁADNIKI:
- 4 łodygi rabarbaru (im bardziej czerwony, tym mniej kwaśny, żeby nie powiedzieć - bardziej słodki:)
- 2 szklanki wody
- cukier
- 2-3 łyżeczki żelatyny (po prostu zgodnie z tym co jest napisane na opakowaniu)
- 2,5 garści suszonych płatków róży
- 4 łyżeczki wody różanej
- listki mięty lub melisy do przybrania
PRZYGOTOWANIE:
1. Rabarbar umyć, obrać i pokroić w kostkę.
2. Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
3. Rabarbar ugotować dodając troszkę ponad szklankę wody, pozostałą wodę zagotować osobno i rozpuścić w niej namoczoną żelatynę.
4. Ugotowany rabarbar osłodzić, dodać dwie garście płatków róży i rozpuszczoną żelatynę - całość dokładnie wymieszać.
5. Rozlać do czterech małych miseczek, do każdej dodać łyżeczkę wody różanej, posypać kilkoma dodatkowymi płatkami róży i lekko je zastopić w galaretce.
6. Gdy miseczki ostygną, wstawić do lodówki, aby galaretka zastygła. Na koniec przybrać listkami mięty lub melisy.
Fajny pomysł. Też ostatnio myślałam o zrobieniu galaretki z rabarbaru.
OdpowiedzUsuńelegancka:) i zapewne baaardzo smaczna
OdpowiedzUsuńGalaretka z rabarbaru...ja bym ją chyba tylko zmiksowała żeby mi takie farfocle nie latały:)bo że smak boski to nie wątpię.
OdpowiedzUsuń@hania-kasia: dzięki:) pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuń@małgo.: :) oj smaczna, idealnie słodko-kwaśna:)
@Trzcinowisko: też się zastanawiałam na miksowaniem, ale w końcu uznałam, że rabarbarowe farfocle są na tyle miękkie, że nie przeszkadzają tylko harmonijnie współtworzą 'fakturę' galaretki:)
Cudne, po prostu cudne! Rabarbarowe farfocle są najlepsiejsze na świecie!
OdpowiedzUsuńTuż po krewetkach w cieście.
I tagliatelle ze szparagami.
:)
Czytam Twój tekst i mi się sama buzia śmieje.:) Rób to, nie piecz, ale pisz.:)
A z tym pieczeniem to:
- tak bywa
- wcale nie musi tak być
Bywa, bo sama mam dość podobnie.
Nie musi, bo dobry przepis obroni się przed najgorszą kucharką.
Tak własnie uważam - howgh!:)
@Lekka: mówisz że dobry przepis obroni się przed najgorszą kucharką? hehe, nie wiesz do czego jestem zdolna:D a raczej jak bardzo ze mnie niezdolny cukiernik:D
OdpowiedzUsuńwszystko przez to, że mam skłonności do nadinterpretacji i zbyt lekką rękę do innowacji, co w przypadku raczkowania w dziedzinie ciast i wypieków, jest raczej cechą niepożądaną:D
i jest jeszcze tylko jeden problem, ja lubię wyzwania:) więc pewnie jeszcze będę próbować:) biedny Miśku:)
Śliczna i zjawiskowa i stężała :D
OdpowiedzUsuńdziękuję Auroro:) pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńPełno wszędzie ciast rabarbarowych, a galaretkę widzimy pierwszy raz i bardzo nam się podoba :) Pasowałaby tez do niej konfitura z róży, pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńA ja tam w Ciebie wierzę.:)
OdpowiedzUsuńInnowacja w ciastach bywa złudna to fakt.
Miałam kiedyś koleżankę, która nie przyjmowała tej prawdy do wiadomości, ale jednocześnie z uporem odmawiała podparcia się przepisem. Bardzo lubiła piec ciasta, zawsze wychodził jej zakalec i zawsze twierdziła, że to wina mąki, jajek albo piekarnika.
Ja, która nie mieszkałam z nią na co dzień, a ciastami byłam raczona od święta, uważałam to nawet za zabawne, za taki jej uroczy charakterystyczny rys.:)
Dawno jej nie widziałam. Ciekawe czy jest jak było, czy inaczej...?
Nieistotne.
Byleś Ty pisała.
I - zapomniałam wcześniej dodać - robiła zdjęcia.:)
@just-great-food.blogspot.com: galaretki są w mniejszości:) konfiturę z róży uwielbiam, ale niestety nie posiadam, dlatego poprzestałam na wodzie różanej i suszonych płatkach:)
OdpowiedzUsuńdzięki @Lekka za twą wiarę:D i słowa otuchy, spróbuję coś upiec, ale muszę zebrać się w sobie:D a pisać oczywiście będę nadal i fotki trzaskać też, a jakże! :P
No genialna jesteś! Nie wpadłabym na pomysł galaretki rabarbarowej. Wygląda trochę jak zupka :)
OdpowiedzUsuńa ja nie mogę piec ze względu na brak pieca (jeszcze się z mężem nie urządziliśmy na nowym mieszkaniu), więc przepis jest dla mnie jak znalazł! Dziękuję bardzo. I podziwiam piękne zdjęcia. Po pracy pędzę po rabarbar :)
Pozdrawiam
Monika z
www.bentopopolsku.blogspot.com
i
www.efektnimbu.blogspot.com
hehe, dzięki @Moniko:) trzeba sobie jakoś radzić:) cieszę się, że przepis ci się przyda:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Goh! Wspaniałości i przestań się zaklinać z tym nie-pieczeniem. Galaretka rządzi ;) I płyta też ;)
OdpowiedzUsuń@Magda: po superczekoladowym cieście już się nie będę zaklinać:) bo jednak się da:) płyta jest mega retro, należała kiedyś do mojej mamy - wciąż nieźle brzmi;)
OdpowiedzUsuńda się, upiecze się ;) you bake girl! ;)a winyl to taka wisienka ;)
OdpowiedzUsuńMhmh.. co pomysł to pomysł, fajna innowacja w kuchni ;-)))
OdpowiedzUsuńwww.przysmakiewy.pl
Super pomysł.
OdpowiedzUsuń@Magda: :D
OdpowiedzUsuń@Ewa: czasem trzeba powymyślać;)
@ana: dzięki:)