Darowanej rzodkiewce nie zagląda się w liście, tylko zjada się ją na wszystkie trzy możliwe sposoby. Pierwsza opcja to oczywiście rzodkiewka na surowo, chciałoby się powiedzieć, że "prosto z drzewa" jest najlepsza, gdyby nie fakt, że rzeczona rośnie w glebie i jest nią z reguły mocno upaćkana. Zatem pod kran z nią, ukręcić listki, odciąć korzonek i dalej do otworu gębowego, gdzie można się zachwycać jest subtelną ostrością. Surowa rzodkiewka idealnie pasuje do wiosennych sałatek i twarożków:)
Drugi sposób to pesto z liści rzodkiewki [w moim dzisiejszym bento]. Mój debiut w tej kwestii i choć lubię pesto z nietypowych stworzeń liściastych, to jednak to nie powala na kolana. Liście rzodkiewki smakują nieco jak jarmuż, ale mają mniej intensywny smak - bardziej nijaki. A może moje liście już były za stare i dlatego tak mnie to nie zachwyciło. Smakowało nieco trawiasto :/ Co innego trzeci sposób na rzodkiewkę, czyli na ciepło:) To jest strzał w dziesiątkę. Taka rzodkiewka smakuje trochę jak kalafior, ale jest łagodniejsza w smaku, traci ostrość i robi się przyjemnie miękka, ale sprężysta. Z maślano-limonkową polewą była idealnym dodatkiem do wiosennego obiadu pt. młode pyrki z koperkiem i jajkiem sadzonym:)
SKŁADNIKI:
- pęczek rzodkiewki
- łyżka masła
- łyżka "miodu" z mniszka (można zastąpić łyżką cukru, lub zwykłym miodem, ja swój otrzymałam od Patyski z bloga Smakołyki Alergika i teraz wykorzystuję go na prawo i lewo w swojej kuchni :)))
- łyżka soku z limonki
- sól
PRZYGOTOWANIE:
1. Zagotować wodę w garnku.
2. Rzodkiewkom ukręcić liście (nie trzeba odcinać końcówek łodyżek, można zostawić z cenytmetr - daje to fajny efekt kolorystyczny na talerzu) i odciąć korzonek na dole.
3. Wodę lekko osolić i wrzucić rzodkiewki - gotować przez około 10 minut.
4. W tym czasie na patelni roztopić łyżkę masła, rozporowadzić w niej miód lub cukier i dodać sok z limonki.
5. Tak przygotowanym sosem polać ugotowane i odcedzone z wody rzodkiewki - podawać na ciepło, jako warzywko do obiadu.
i jajkiem sadzonym... :P wiem wiem, monotematyczna jestem :P
OdpowiedzUsuńa rzodkiewka na ciepło brzmi bardzo zaskakująco, acz ciekawie :)))
goh.: hehe moja ty jajeczna koleżanko, wiedziałam że zwrócisz na to uwagę:)))
Usuńnie dość, że monotematyczna to jeszcze przewidywalna :P
Usuńgdzie Twoja facjata? ;)
w pracy jestem i nie mam się jak zalogować, bo my teraz mamy służbowe skrzynki na gmailu i się nie da tak na inne konto :P
UsuńWszystkie wersje biorę do ,otworu gębowego'.
OdpowiedzUsuńA zwłaszcza rzodkiewkę na ciepło!
hehe, ja też poza tym pesto, które jednak nie zachwyciło mnie:)
UsuńRzodkiewka na ciepło jest znakomita, z masełkiem pychotka! Do otworu gębowego ale jeszcze sól, dla mnie obowiązkowo :) Pozdrawiam Was!
OdpowiedzUsuńu mnie gotowały się w osolonej wodzie i nam wystrczyło, bo masełko było lekko słodkie więc całość dobrze się komponowała:) pozdrowionka dla Was również:)
UsuńUwielbiam na surowo, zajadam się kilogramami ale na ciepło jeszcze nigdy nie próbowałam a brzmi kusząco :) Super dodatek do letniego obiadu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
ja też głównie praktykowałam wcinanie rzodkiewek na surowo, ale te na ciepło są bardzo miłym urozmaiceniem:)
UsuńAjajaj! A smakuje Wam chociaż ten miodek? :)
OdpowiedzUsuńKocham rzodkiewkę, ale na ciepło jeszcze nie próbowałam. Błąd zapewne. A jak myślisz, dodać też ociupinę skórki z limonki czy nie?
goh. miodek smakuje, no pewnie:) skórkę też można dodać, no pewnie! ja z mojej limonki użyłam wcześniej do czegoś innego, więc juz nie miałam:)
UsuńOj, przypomniałaś mi dawny sposób, podpatrzony u koleżanki jeszcze w akademiku - jadłyśmy gotowaną rzodkiewkę jak kalafior, z masłem i tartą bułką.
UsuńZ takim sosem na pewno pyszna, wypróbuję, bo mam miodek z mniszka, sama robiłam :)
no teraz odkąd wiem, że smakuje jak kalafior, to też tak bym ją podała:)
UsuńBardzo ciekawe! :)
OdpowiedzUsuńdzięki!:)
Usuńw takiej postaci jeszcze rzodkiewki nie jadłam ! muszę spróbować.
OdpowiedzUsuńObserwujemy?
polecam w takim razie:)
Usuńja się przymierzam do zupy z liści :>
OdpowiedzUsuńdaj znać jak wyszło:)
Usuńwow, ależ człowiek ma w głowie ograniczenia - aż mi głupio że jeszcze nie jadłam gotowanej rzodkiewki, normalnie czuję się lekko ograniczona umysłowo czasami. Ale z miłą chęcią spróbuję, niesamowita jesteś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Monika
hehe, jak człowiek całe życie je rzodkiewkę na surowo, to czasem trudno wpaść na tak oczywiste rozwiązanie!:)) ale warto spróbować:)
Usuńładny ten hipsterski garnuszek ;)
OdpowiedzUsuńhehe, dzięki że mi go kupiłaś:)))
UsuńNominowałam Twój Blog do Liebster Blog Awards. Nominacja do jest otrzymywana, za tzw. 'dobrą robotę'.
OdpowiedzUsuńPrzyznaje się ją w miarę początkującym blogerom, aby promować blogi świeże w sieci :)
Szczegóły tutaj --> http://www.redheadcooking.com/liebster-blog-awards/
dzięki za nominację, ale chyba jednak mi się nienależy... prowadzę ten blog od 5 lat, więc jestem starym wyjadaczem, a nie początkującym blogerem - nie chcę zabierać możliwości bawienia się łańcuszkami innym, świeżym blogerom:))) pozdrawiam!
UsuńNiby taka sobie rzodkiewka, a jakie cudo mozna z niej stwrzyc. Podoba mi sie :)
OdpowiedzUsuńcieszę się, że ci się spodobał ten przepis! pozdrówki!:)
UsuńNie wpadłabym na to, żeby rzodkiewkę na ciepło zaserwować;-) Świetny pomysł:-)
OdpowiedzUsuńJa sama też bym na to nie wpadła, ale blogosfera to skarbnica inspiracji!:)
UsuńGośko Gośko! Wracaj!!! ;))))
OdpowiedzUsuńhahaha! mówię i mam? jeszcze chwileczkę, chwilunię... zbieram siły:)
Usuńz rzodkiewką zwykle mam problem..często zapominam jej nazwę a później tłumacząc komuś o jakie warzywko mi chodzi mawiam "ta czerwona w środku biała" i tak zaczyna się katastrofa śmiechu po rozszyfrowaniu z serii "co to takiego" zwykle jadam ją w sałatach lub zwyczajnie objadam czerwone i zjadam białe :)) ale Twoja propozycja jest całkiem ciekawa muszę przyznać :)tym bardziej, że lubię takie cuda z miodem:)a z jajkiem mi to zupełnie nie pasuje:)
OdpowiedzUsuń