środa, 30 maja 2012

Łazanki z młodą kapustą i szynką szwarcwaldzką

Obiad pachnący zielenią. Zielenią młodej kapusty, świeżego koperku i lubczyku. Nawet własnoręcznie wykonane łazanki nie są problematyczne, nie dajcie się zwieść. Takie danie robi się szybko i łatwo, a nagrodą jest pysznie świeży i zielony smak. Miśku spróbował najpierw nieśmiało, jeden kęs, potem drugi: "Mmm, ale dobre, sama robiłaś makaron?" :) Ano sama...


Młoda kapusta daje tyle możliwości... Pyszna jest z niej zupa (klik), mimo iż wolę kwaśne kapuśniaki - ta jest wiosennym wyjątkiem potwierdzającym regułę. Danie, na które pozwalam sobie raz w roku, to kapusta duszona ze śmietaną, masełkiem, koperkiem i szczypiorkiem - po prostu pycha:)))) Wersja light to nowoodkryta surówka z tej zielonej główki z dodatkiem mięty i limonki - takie kapuściane mohito:) Gorąco polecam!


SKŁADNIKI (2 porcje)
łazanki:
- 220 g mąki pszennej
- 1 małe jajko
- 1/4 szklanki wody
- sól
- łyżka oleju

kapusta:
- pół główki młodej kapusty
- mały pęczek koperku
- łyżka posiekanego lubczyku
- 2-3 plasterki szynki szwarcwaldzkiej (lub innej dojrzewającej, mocno wędzonej)
- 50 g masła
- filiżanka wody
- sól, pieprz

PRZYGOTOWANIE:
1. Z mąki, szczypty soli, jajka i wody zagnieść ciasto na stolnicy, powinno być dość jednolite i elastyczne. Z ciasta uformować kulę i odłożyć na 20 minut przykryte czystym ręczniczkiem.
2. Kapustę poszatkować, wrzucić do garnka wraz z masłem i filiżanką wody - dusić na wolnym ogniu.
3. Dodać lubczyku, posiekanego koperku, lekko osolić i dodać pieprzu.
4. Plasterki szynki pokroić na cienkie paski i dodać do kapusty.
5. Kapustę gotować tak długo, aż większość wody z niej odparuje.
6. Wstawić osoloną wodę na łazanki.
7. Stolnicę podsypać obficie mąką, kulę ciasta na łazanki równomiernie rozwałkować na dość cienki placek, który następnie kroimi małe romby bądź kwadraty.
8. Tak powstały makaron oprószamy dodatkowo mąką pozostałą na stolnicy, rozdzielając delikatnie łazanki palcami.
9. Do gotującej się wody dodajemy łyżkę oleju i wrzucamy makaron, delikatnie mieszając widelcem, aby łazanki się nie posklejały.
10. Gotujemy 2-3 minuty od wypłynięcia na powierzchnię i gdy woda ponownie zawrze.
11. Ugotowane łazanki wymieszać z kapustą i podawać na ciepło:)


niedziela, 27 maja 2012

Tarta czekoladowa z truskawkami

Trochę się ostatnio rzadziej pokazuję na moim blogu, a to za sprawą małego remontu. Nigdy nie dajcie się zwieść... Mały remoncik zawsze równa się duże sprzątanko. W tym pyle i migrującym kurzu, strasznie trudno było znaleźć kawałek miejsca do zrobienia apetycznej fotki tego, co ugotowałam. Tak, tak, gotowanie mnie nie ominęło, bo moimi fachowcami remontowymi był brat z dziewczyną i mąż mój miły, wpadła też w odwiedziny pewna wspominana już na blogu Krasnoludka, która bardzo chciała pomóc, ale dzielni fachowcy postanowili nie dzielić się z nią robotą:)


Jednego dnia zrobiłam domowej roboty tortille według przepisu Mirabelki - polecam szczególnie z nadzieniem ze świeżej sałaty, grillowanej papryki, kurczaka i świeżego ananasa (ten ostatni element jest obowiązkowy!:). Drugiego dnia były faszerowane papryki z mocnym akcentem lubczykowym... Było też ciasto telewizyjne (klik) w wersji rabarbarowej i z kruszonką, które wyparło na moment zapach akrylu pysznym aromatem masełka, zniknęło jeszcze ciepłe... Był też rabarbarowy crumble z dużą ilością kruszonki (klik), żeby w pełni zadowolić swój apetyt na rabarbarowe cuda...


Teraz remont skończony, rozpoczyna się natomiast nieśmiało sezon na truskawki, które uwielbiam! Na niedzielną wizytę teściów postanowiłam zrobić tartę czekoladową ze świeżymi truskawkami:) Jest to remake tarty z gruszkami (klik) - tylko tym razem trochę bardziej restrykcyjnie trzymałam się przepisu wyjściowego:) Spód wyszedł idealnie kruchy, wnętrze wilgotne, mięciutkie i maksymalnie czekoladowe, a na wierchu królowały polskie truskawki:)))


SKŁADNIKI:
- porcja kruchego ciasta upieczonego w formie do tarty (np. według tego przepisu: klik)
- pół kilograma truskawek
- 100 g masła
- 100 g gorzkiej czekolady
- 5 czubatych łyżek kakao (przesiać przez sitko)
- 2 żółtka
- 2 duże jajka
- 3 łyżki syropu klonowego (zastąpiłam syropem barmańskim do kawy, o smaku amaretto)
- 3 łyżki śmietany
- 130g cukru


PRZYGOTOWANIE:
0. Ustawiamy piekarnik na 150 stopni.
1. Do miski wkładamy masło, czekoladę, śmietanę, kakao; umieszczamy ją nad garnkiem z gotującą się wodą, raz po raz mieszamy, aby składniki się rozpuściły i połączyły w gładką masę (to mi się akurat tym razem nie udało, nie wiem co źle zrobiłam, ale masło ewidentnie nie chciało sie połączyć z czekoladową pulpą, zwaliłam winę na czekoladę;) - nie wpłynęło to jednak na jakość warstwy czekoladowej:).
2. W drugiej misce ubijamy jajka z cukrem, dodajemy syrop klonowy.
3. Następnie cały czas miksując jajka dodajemy po łyżce masy czekoladowej, całość wlewamy do formy z upieczonym kruchym ciastem.
4. Pieczemy ok. 45 min. aż patyczek włożony w środek będzie suchy.
5. Upieczoną tartę odstawiamy na minimum 45 minut, aby wystygła (skorupka na wierzchu może popękać - moja tym razem lekko popękała, a nadzienie może się lekko skurczyć, to też się wydarzyło:) I, jak brat słusznie zauważył w komentarzu, na wierzchu układamy truskaweczki:)


sobota, 19 maja 2012

Kurczak z ziemniakami i chorizo

Czasem najlepsze są takie obiady, które robią się same. Przygotowanie zajmuje parę minut, godzinka w piekarniku, a potem uczta na talerzyku. Człowiek wtedy jest tak szczęśliwy, że nawet nie czuje, że rymuje:) Danie jednogarnkowe. A raczej jednonaczyniowe...


To kolejny przepis z "Kuchni" Nigelli, z tą różnicą, że ona zrobiła to danie wykładając wszystkie składniki na dwie blaszki (wówczas w trakcie pieczenia należy zamienić górną blaszkę z dolną w połowie czasu przygotowania potrawy). Ja zmniejszyłam nieco proporcje składników, dlatego wszystko zmieściło się w jednym naczyniu żaroodpornym. Pod koniec pieczenia zdjęłam pokrywkę, aby ziemniaki, cebulka i skórka kurczaka nieco się zarumieniły:) Jak radzi Nigella: "Ciesz się łatwością wykonania tych potraw, wrzucasz wszystko do pieca i wyjmujesz już gotowe" :) Urok tkwi w prostocie!


SKŁADNIKI (podaję proporcje Nigelli, czyli 6 porcji, można dowolnie zmniejszyć, moje uwagi w nawiasach):
- 2 łyżki oliwy
- 12 udek kurczaka z kością i ze skórą (ze zdjęć wynika z książki, że chodzi o samo udko bez pałki, ja z kolei użyłam same pałki)
- 750 g kiełbasek chorizo, w całości jeśli są małe, lub pokrojonych ma kawałki ok. 4cm (jeśli akurat nie mamy chorizo, można użyć podsuszanej cienkiej kiełbasy pepperoni, lub zapytać o jakąś inną pikantną kiełbasę typu hiszpańskiego lub węgierskiego, w ostateczności pasują też pikantne kabanosy:)
- 1 kg młodych ziemniaków (dobre będą nawet te marokańskie, bo młode po prostu szybciej się upieką)
- 2 czerwone cebule (można użyć białej, tak jak ja:)
- 2 łyżeczki suszonego oregano
- skórka starta z jednej pomarańczy

PRZYGOTOWANIE:
1. Nagrzej piekarnik do 220stopni. Wlej oliwę do naczynie lub na blaszki i nasmaruj nią skórkę kurczaka, potem ułóż kurczaki skórka do góry.
2. Dodaj pokrojoną kiełbasę chorizo, ziemniaki (większe przekrój na połówki) i cebule pokrojone w ćwiartki. Posyp całość oregano i startą skórką pomarańczy.
3. Piecz przez godzinę, w trakcie można zajrzeć do piekarnika i podlać mięso wypływającym sosem (jeśli robimy danie w naczyniu żaroodpornym pod koniec pieczenia zdejmujemy pokrywkę, aż wszytsko się ładnie zarumieni).


niedziela, 13 maja 2012

Makaron z kurczakiem, szparagami i szałwią

Nie tylko sezon rabarbarowy rozpoczął się w naszej kuchni:) Od końca kwietnia zajadamy się szparagami, na przemian białymi i zielonymi:) Niestety skończyły się czasy, kiedy mogłam sama jedna zjeść cały pęczek szparagów okraszonych bułką tartą i przyrumienionym masełkiem... Od niedawna wielbicielem tych dostojnych łodyżek jest także mój Miśku:) I dzielimy ten pęczek na dwoje:) Szkoda tylko, że dzielenie się smakołykami, tak jak dzielenie się radościami, nie powoduje namnażanie się smakołyków, tylko ich ubytek;P


Ze szparagami jest tylko jeden problem, muszą być naprawdę świeże, bo inaczej ich łykowatość psuje całą radość jedzenia. W sobotę udało mi się kupić tak świeże zielone szparagi, które po ugotowaniu były tak niewiarygodnie kruche! i jędrne! i niełykowate!, że postanowiłam już nigdy nie ufać naszemu Śpiewającemu Panu z Warzywniaka (tak, rano śpiewa sobie piosenki o miłości rozkładając towar przed witryną sklepową i zawsze z uśmiechem życzy "miłego dnia", gdy idę do pracy, ale nie zmienia to faktu, że potrafi on kłamać... jak z nut:). "Młode, świeże, nawet nie trzeba obierać..." - tak, a potem przeżuwasz i przeżywasz, że niepotrzebnie go posłuchałaś... A oto jeden z naszych szparagowych obiadków...



SKŁADNIKI:
- makaron (u mnie kolorowe penne)
- 2 piersi kurczaka
- pęczek białych szparagów
- sok z połowy cytryny
- kilka listków szałwii
- 300 ml śmietany 12%
- sól, pieprz
- łyżka masła
- 2 łyżki oliwy z oliwek

PRZYGOTOWANIE:
1. Makaron ugotować al dente według przepisu na opakowaniu.
2. Pierś kurczaka pokroić w kostkę. Szparagi obrać do 3/4 wysokości, odciąć ok. centymetr dolnej końcówki każdego szparaga (czasem więcej, szczególnie jeżeli końcówka jest twarda, zdrewniała) i pokroić na 2-3 centymetrowe kawałki.
3. Na patelni rozgrzać oliwę i masło. Skręcić ogień, wrzucić listki szałwii i chwilę podsmażyć.
4. Dodać kurczaka i szparagi, oprószyć solą i pieprzem.
5. Gdy mięso jest usmażone, dodać sok z cytryny, szparagi powinny puścić trochę wody (jeśli nie, to podlewamy odrobiną), chwilę dusić pod przykrywką.
6. Na koniec dodać śmietanę, nadal gotując wszystko na wolnym ogniu, tylko tak aby śmietana się zagrzała, ale nie zawrzała. Ewentualnie jeszcze doprawić do smaku. Danie jest gotowe, gdy szparagi będą miękkie.
7. Podawać z makaronem.

piątek, 11 maja 2012

Koktajl bananowo-rabarbarowy

Ach, tak mi cudownie wiosennie! Kupiłam sobie na ryneczku kolejną porcję rabarbaru i bukiecik konwalii:) Te kwiatki pachną cudownie i inspirują do poetyckich wyznań. Nic dziwnego, że są natchnieniem artystów:) Zaciągam się ich wonią, a w pamięci pojawiają się obrazy z dzieciństwa! To dopiero jest magia... Odsuwam bukiecik spod nosa i wszystko niknie, a ja nie utonęłam w intensywności wspomnień...


Właśnie się dowiaduję, że konwalia zawiera alkaloid: majalinę.
Cóż za miła wiadomość. Majalina. I miłość musi zawierać w sobie ją, wziąwszy pod uwagę, że majalina w smaku jest podobno gorzka.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Po dłuższej chwili wdychania zapachu konwalii, odsuwamy ją, gdvż otwiera nam się zbyt natarczywy raj.
I miłość bywa dla tych samych powodów daleko odsuwana.
A to przez - majalinę.


- Maria Pawlikowska-Jasnorzewska


SKŁADNIKI:
- 1 dojrzały banan
- 3-4 łyżki ugotowanego rabarbaru (może to być rabarbar z kompotu, przed osłodzeniem)
- ok. pół szklanki mleka

PRZYGOTOWANIE:
1. Najlepiej gdyby wszystkie składniki były schłodzone, prosto z lodówki:)
2. Obranego banana i ugotowany rabarbar miksujemy blenderem na gładka masę.
3. Dolewamy mleko (aby uzyskać ulubioną gęstość koktajlu) i ponownie miksujemy:)


czwartek, 10 maja 2012

Kruche ciasto z rabarbarem, kruszonką i lukrem

Sezon rabarbarowy uważam za rozpoczęty! Zamierzam ponownie użyć rabarbaru jako dodatku do mięsa (klik). Planuję też sporządzenie rabarbarowego chutney'u według receptury Hani-Kasi (klik). Kusi mnie też podrasowana wersja kompotu z rabarbaru Magdy z Cakes & the City (klik). Ale po kolei... Najpierw ciacho:)))


Jak się okazało po upieczeniu ciasta, wyczytałam to w Myślach Miśka, że ciasto ma być z kruszonką i lukrem:))) [Tu mała dygresja: czytanie w jego Myślach: to nie lada sztuka, bo ostatnio odkryliśmy, że do mojego lubego najbardziej pasuje epitet "kwantowy", z racji tego, że tak jak cząsteczka jego Myśl, przemierza cały Wszechświat, każdą dostępną ścieżkę, w poszukiwaniu najbardziej optymalnej odpowiedzi na moje codzienne pytania, dlatego często odpowiada on po fakcie, jak już sama podejmę decyzję, co i jak]. Tak to chyba bywa, pomiędzy dwojgiem bliskich sobie ludzi, że niektóre rzeczy po prostu wydarzają się - radośnie i spontanicznie - zatem oto ono: kruche ciasto z rabarbarem, bez żadnego kremu, pod warstwą kruszonki i skąpane w lukrze:) Jak dla nas, idealna inauguracja  sezonu na długie, kwaśne badyle zwane rabarbarem!


Z pozdrowieniami od Kwantowego Miśka i jego żonki:)

SKŁADNIKI:
kruche ciasto:
- czubata szklanka mąki
- 2-3 łyżki cukru pudru
- 100 g zimnego masła
- 1 jajko

owoce:
- ok. 500g rabarbaru
- 3-4 łyżki cukru

kruszonka:
- 100 g mąki
- 50 g masła
- 50 g cukru

lukier:
- 4 czubate łyżki cukru pudru
- ok. 2 łyżeczek mleka
- kropelka olejku migdałowego

PRZYGOTOWANIE:
0. Rabarbar obrać, pokroić w kostkę, zasypać cukrem i odstawić aż puści soki i lekko zmięknie.
1. Mąkę i cukier puder przesiać do miski, dodać zimne masło pokrojone na kawałki, schłodzić ręce pod zimną wodą i szybko zagniatać mąkę z masłem aż powstaną okruszki. Dodać jajko i ponownie wszystko zagnieść aż składniki zaczną się łączyć. Ulepić kulę z ciasta, zawinąć w folię i włożyć do lodówki na pół godziny.
2. Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Ciasto lekko rozwałkować na okrągły placek. Zawinąć ciasto na wałek i przenieść je do formy na tartę o średnicy około 24 cm. Ciasto rozprowadzić palcami równomiernie po blaszce, uformować brzeg i nakłuć widelcem całe ciasto.
3. Podpiec niecałe 10 minut.
4. Przygotować kruszonkę: do miski wsypać mąkę, cukier i całość zalać roztopionym i gorącym masłem - szybko zagnieść i rozdrobnić na małe okruszki.
5. Na lekko podpieczony kruchy spód wykładamy odsączony z soku rabarbar.
6. Całość posypujemy kruszonką i podpiekamy około 20 minut, aż kruszonka się zezłoci, a rabarbar zmięknie.
7. Wymieszać wszystkie składniki na lukier, którym następnie polewamy jeszcze ciepłe, ale już lekko przestudzone ciasto.


W związku z tym, że zostałam otagowana na blogu kulinarne-smaki, odpowiem na kilka pytań, bo wydały mi się ciekawe i mam skłonności ekshibicjonistyczne:) Jednak, wybaczcie, nie przedłużę tego łańcuszka dalej, bo wiem, że część z was tego nie lubi/ odpowiedziało już na milion łańcuszkowych pytań/ ciągnie to dalej bo nie chce nikogo urazić*.

Oto pytania Joanny:
1. Od kiedy interesujesz się gotowaniem?
Od dziecka lubiłam obserwować, jak dorośli gotują, ale sama zaczęłam gotować dopiero jak zamieszkałam z Miśkiem, a to było parę lat temu...

2. Z jakiego województwa, miasta blogujesz?
Klikam z Poznania :P

3. Jedno słowo, które Cię opisuje?
"Rozentuzjazmowana" i oczywiście uprzednio wyindywidualizowana z tłumu:)

4. Jaką książkę kucharską polecisz z czystym sumieniem?
"Każdy może gotować" Jamiego Olivera.

5. Jakie danie najczęściej zamawiasz będąc w restauracji?
Trudne pytanie, bo z reguły zamawiam zawsze inne, albo najdziwniejsze z karty... Ale chyba najczęściej testuję pierogi ruskie, w poszukiwaniu ideału...

6. Który z programów kulinarnych lubisz najbardziej?
Z obecnie prezentowanych w TV, to chyba "Kuchenne rewolucje", a kiedyś dawniej to Nigella Bites.

7. Motto, które prowadzi Cię przez życie.
"Rzeczy nie są takie jakimi zdają się być, nie są też inne" by Budda :)

8. Twoje ukochane miejsce w Polsce. 
To chyba będzie polskie morze, nawet jak nie ma pogody - szum fal działa na mnie kojąco jak głos Krystyny Czubówny:)

9. Ulubiony smak lodów?
Wszystkie czerwone i owocowe: malina, truskawka, porzeczka...

10. Którą kuchnię świata lubisz najbardziej?
Tak po głębszym zastanowieniu, stwierdzam, że chyba jednak polską:) Ale lubię też czeską, ze względu na hermeliny, zupę czosnkową, knedliczki i inne takie:)

11. Wolisz dania jarskie czy mięsne?
Zdecydowanie mięsne:)

Miłego dnia!

--------------
*niepotrzebne skreślić, lub dopisać swoją wymówkę:)

wtorek, 8 maja 2012

Meksykańska sałatka taco

Sałatka taco* to ciężki grzech dietetyczny, ale zapewniam Was - warto było tak zgrzeszyć, oj warto było :))) Jest lubieżnie smaczna!!! To prawdziwy comfort food dla... faceta:) (i dla mięsożernych kobitek, takich jak ja - wraz z wiosną wrócił mój apetyt na mięso:))) Zatem: wołowina, ser i chipsy! No dobra, są też te... te warzywa, ale one tylko wspomagają mięsną ucztę, są jak przyprawa - a nie sedno sałatki! [tu diabełek nad lewym ramieniem zanosi się złowieszczym śmiechem]. Jeżeli ułożymy mięso na sałacie, to nie ryzykujemy nawet, że nachosy nasiąkną sosem i zmiękną (czego szczerze nie znoszę w niektórych "meksykańskich" restauracjach, które obok Meksykanina nawet nie leżały:).


Taka sałatka świetnie się sprawdza jako danie główne. Dlatego można ją zjeść bez wyrzutów sumienia:) [tu aniołek nad prawym ramieniem potakuje głową z aprobatą]. W zależności od tego, jak bardzo pikante grzeszki lubicie, można wybrać nachosy paprykowe lub dodać więcej chilli do mięsa. My wybraliśmy wersję łagodną. Wierzcie lub nie, ale Michu zjadł cały ten półmisek, który widać na fotkach, mimo iż początkowo wydawało mi się, że to porcja dla dwojga:) Wszystkim, którzy się jeszcze wahają, czy zrobić coś takiego na obiad swoim mężczyznom czy nie, udzielam zaocznie absolucji i dobrej rady: zróbcie to! [rajski wąż przyklasnąłby temu kuszeniu, gdyby tylko nie został był pozbawion odnóży]. Przepis z czystym sumieniem dodaję do akcji "Hola Mexico 2".


SKŁADNIKI (porcja na 1 duży półmisek + 1 zwykły talerz obiadowy):
- 250g mielonego mięsa wołowego
- pół poszatkowanej cebuli
- drugie pół cebuli pokrojone na talarki/krążki
- pół malej główki salaty lodowej pokrojonej w paski
- 2 pomidory pokrojone w kostkę
- 1 szklanka startego cheddara
- 2 łyżki mleka
- 2 łyżeczki kwaśnej śmietany 12%
- 1 małe awokado pokrojone w kostkę (opcjonalnie)
- dwie garście czarnych oliwek poszatkowanych
- pół puszki czerwonej fasoli (przepłukanej i odsączonej z zalewy)
- opakowanie 200g nachosów (u nas o smaku serowym)
- łyżka szczypiorku do ozdoby
- pół szklanki przecieru pomidorowego
- szczypta kuminu
- szczypta papryki chilli
- sól i pieprz
- oliwa do smażenia

PRZYGOTOWANIE:
1. Cebulę usmażyć z wołowiną na oliwie do zbrązowienia (ok. 10 minut na wolnym ogniu, rozdrobnić mięso, aby uniknąć dużych grudek).
2. Dodać przecier pomidorowy, osolić, dodać pieprzu, kuminu i chilli - smażyć kolejne 10 minut, lub do czasu, aż przecier lekko odparuje, zgęstnieje i otuli gęsto kawałki mielonego mięsa.
3. Starty cheddar rozpuścić w innym garnuszku z dwoma łyżkami mleka.
4. Na talerzach (3 obiadowe) rozłożyć warstwowo:
- nachosy
- sałatę lodową
- pomidory
- fasolę
- czarne oliwki
- mięso mielone
- krążki cebuli
- po łyżeczce śmietany na czubek tej sałatkowej góry
- całość posypać częścią szczypiorku dla ozdoby
5. Całość polać roztopionym cheddarem tworząc serową pajęczynkę:)



* "Przewodnik kulinarny Pascal - Meksyk", Andrzej Rudnicki-Sipyłło, Ewa Rusek, s.74

niedziela, 6 maja 2012

Mango lassi

Jeżeli tylko uda wam się dostać dojrzałe mango, albo potraficie "dojrzeć" mango w domowych warunkach, tak aby było idealnie słodkie, to polecam wam ten napój czy deser - zależy jak bardzo rozcieńczymy zmiksowane mango z jogurtem:) Podjadając tę pyszną przekąskę czytam bardzo ciekawą książkę - "Śniadanie z Sokratesem" Roberta Rowlanda Smitha. W końcu coś interesującego! Ta, o której pisałam tutaj, nadal leży odłogiem, ale dzięki mojej obecnej lekturze już wiem dlaczego:)


Pozwolę sobie na cytat:  
   "Bo co się właściwie dzieje, kiedy czytasz zdanie, takie jak to, albo nawet całą książkę? Każda składa się ze słów, a słowa są czymś nadzwyczajnym. W jaki sposób te czarne zawijasy wydrukowane na papierze potrafią wznieść się niczym stado małych nietoperzy i pofrunąć prosto do twojego umysłu, gdzie tworzą małe pandemonium, zdolne cię zezłościć, zadziwić, poruszyć, przestraszyć, a nawet podniecić?"* 

No właśnie, czytając "Punkt wyjścia" żadnego pandemonium nie było, ani werbalnego akwarium treści... 

   "Książka zyskuje znaczenie, gdy jest czytana, kiedy uaktywnia się w umyśle czytelnika. Dopóki leży na półce, jest książką w takim sensie, że ma strony, okładkę i tekst, ale nie jest nią w sensie "pełnokrwistym" - nie jest werbalnym akwarium postaci, barw i wątków, które nas urzekają; nie jest jeszcze sobą.
   Pod tym względem przypomina partyturę, a ty drogi czytelniku, jesteś dyrygentem dobywającym z kartek dźwięki, które bez ciebie pozostałyby nieme"**.


Tak, trochę długie te cytaty, ale co ciekawe, to nie jest książka o tym, czym jest książka. To wspaniały wstęp do filozofii, socjologii i kulturoznawstwa, podany w przyjemnej formie. Przyjemnej, czyli jakiej? Pan Smith podaje nam te wszystkie górnolotne koncepcje w sposób prosty i przyjemny, jak na talerzu, poprzez analogię do naszej nudnej codzienności. Budzimy się, jedziemy do pracy, idziemy na lunch, bierzemy urlop, potem siłownia, kąpiel, coś poczytamy i idziemy spać... Każda z tych trywialnych czynności to okazja do filozoficznej zadumy.

Polecam tę książkę wszystkim, ale szczególnie maturzystom, którzy wybierają się na kierunki humanistyczne. Przeczytajcie, bo to "zajawka" tego, co was czeka na filozofii czy kulturoznawstwie. Jeśli macie pomysł jak taką wiedzę przekuć na "biznes", to śmiało! - wybierzcie te kierunki. Jeśli jednak czujecie, że jest to ciekawe, ale nie macie pomysłu jak to ugryźć później wkraczając na rynek pracy, to te studia wcale wam tego nie wyjaśnią, poszerzą wasze horyzonty i pozostawią na środku oceanu... oceanu wiedzy i bezrobocia. Jest jeszcze trzecie wyjście: kończycie studia humanistyczne, ale przez cały czas myślicie nad tym, jak się przekwalifikować. Ja wybrałam bramkę numer trzy: magister kulturoznawstwa wylądował w branży informatycznej...


SKŁADNIKI:
- 2 dojrzałe mango
- 400g gęstego jogurtu naturalnego (nie musi być grecki ani bałkański, po prostu zwykły ale o zwartej, a nie płynnej konsystencji)
- wersja "napój": woda mineralne (wg uznania, bo to zależy od gęstości jogurtu - wtedy może być bardziej płynny - i stopnia dojrzałości mango)
- opcjonalnie: cytryna, woda różana do smaku i płatki różane do ozdoby

PRZYGOTOWANIE:
1. Owoce mango obrać i pokroić miąższ, wyrzucić pestkę.
2. Całość zmiksować blenderem na gładką masę.
3. Dodać cały duży kubeczek jogurtu i ponownie zmiksować.
4. Opcjonalnie doprawić wodą różaną i deser w postaci mango musu jest już gotowy.
5. Jeżeli chcemy osiągnąć postać napoju, miksując dolewamy wodę mineralną, do pożądanej konsystencji.
6. Dojrzałe mango w zasadzie nie wymaga dodatku cukru ani kwasku, ale jeśli trafiło nam się mniej dojrzałe, to możemy do smaku osłodzić napój lub też dodać trochę soku z cytryny.

* Robert Rowland Smith "Filozofia na talerzu. Śniadanie z Sokratesem", wyd. Carta Blanca, Warszawa 2012, s.137-138
** tamże, s.144

piątek, 4 maja 2012

Chutney z mango

Długi weekend dobiega końca, a przed nami weekend zwyczajny... Wypoczęci? Wygrillowani? Opaleni? Zapewne część z Was tak, ale znam też takich, którzy ten czas spędzili w domu i w pracy, na przemian... Taki poszarpany ten tydzień mieli. Tym, dla których grillowe szaleństwa jest dopiero kwestią "przyszłości", polecam idealny sos, który ożywi każdy mięsny posiłek latem. Zamiast keczupu, musztardy czy zawiesistych sosów można przecież użyć chutney'u.


Chutney to sos pochodzący z kuchni hinduskiej. Nadaje się oczywiście nie tylko do dań mięsnych, świetnie podkreśla smak grillowanych czy gotowanych na parze warzyw. Sos ten występuje w wielu odmianach, ja przyrządziłam go w ramach własnych wyobrażeń na temat tego sosu, z tego co akurat było pod ręką (włączając w to mango:) - z przyprawami też oczywiście można trochę inaczej pokombinować:) Co do octu, nie przejmujcie się, po półgodzinnym gotowaniu jego "ostrość i octowatość" z pewnością wyparuje, pozostawiające jedynie przyjemny kwaskowy smak.


SKŁADNIKI (porcja "degustacyjna", słoiczek 250ml):
- 1 dojrzałe mango
- garść rodzynek
- 1 cebula
- 150 ml octu winnego
- łyżeczka imbiru
- pół szklanki cukru
- szczypta gałki muszkatołowej
- łyżka kozieradki
- szczypta pieprzu kajeńskiego
- łyżeczka czerwonego curry

PRZYGOTOWANIE:
1. Mango pokroić w kostkę, cebulę drobno posiekać.
2. Wrzucamy te składniki do garnka, zalewamy octem i chwilę gotujemy.
3. Dodajemy rodzynki i wszystkie przyprawy, gotujemy kolejną chwilę.
4. Na koniec dodajemy cukier i gotujemy na małym ogniu około pół godziny.
5. Można jeść takie chutney "na świeżo", ale ponoć najlepsze jest, gdy wszystkie smaki się przegryzą, dlatego najlepiej takie jeszcze gorące chutney przełożyć do słoiczka i szybko zakręcić wieczko. My połowę zjedliśmy od razu, dlatego na fotkach jest tylko taki mały słoiczek "na potem":)