piątek, 24 maja 2013

Aromatyczna sałata z jadalnymi kwiatami i grillowanym haloumi

Jaki smak mają bratki? A chryzantemy? Czy goździki smakują tak, jak pachną? Na czym polega subtelność stokrotek? Czy lepiej jeść kwiatki na kolację czy na lunch? Jak ostry jest kwitnący szczypiorek i dlaczego symuluje łagodność pastelowym fioletem? Czuję się jak niemowlę, które dotąd żywione mlekiem matki, nagle dostaje inne pokarmy i krok po kroczku odkrywa całą gamę nowym doznań smakowych. Z kwiatami nie jest to pewnie tak dramatyczne, bo ich smak jest z reguły delikatny, ale kwiaty mają jedną wyjątkową cechę, która w jedzeniu jest bardzo ważna. Zapach. To jest ich główna moc oddziaływania na zmysły i nie boją się jej wykorzystać nawet w... sałatce:)


Moja dzisiejsza propozycja jest na maksa udziwniona i poza samą sałatą, która jest bazą tego dania, nic nie jest w niej pospolite, czy dostępne w przydomowym warzywniaku (a przynajmniej nie w moim:). Podaję ten przepis raczej jako ciekawostkę, że można inaczej... można i tak... Gdy pochyli się głowę nad takim talerzem i przymknie się lekko powieki, to czuć zapach letniego ogrodu i momentalnie ogarnia nas pragnienie, by ta chwila trwała wiecznie. Aż dziw, że wszystkie składniki (poza tą zwykłą sałatą) dostałam w jednym miejscu - Tyglu rozmaitości [klik].


Warto spróbować taką sałatę nawet, gdy posiada się choćby jeden z tych "dziwnych" składników:)))

SKŁADNIKI (2 porcje):
- 10 listków sałaty
- czubata łyżka jadalnych kwiatów
- kilka listków szałwi ananasowej
- kilka łodyżek solirodu
- 10 plasterków sera haloumi
- łyżka oleju lnianego

PRZYGOTOWANIE:
1. Sałatę umyć, podrzeć listki na małe skrawki i wrzucić po równo do dwóch misek.
2. Soliród i szałwię posiekać i dodać do misek.
3. Posypać płatkami kwiatów i lekko wymieszać.
4. Skropić olejem lnianym.
5. Ser haloumi usmażyć na grillowej patelni bez dodatku tłuszczu, po prostu układamy plasterki sera i smażymy aż się zrumienią.
6. Gotowe grillowane serki układamy na wierzchu i sałatką gotowa! Podawać od razu:)


środa, 22 maja 2013

Sałatka ryżowa z kurczakiem i ananasem

To tylko cytat, a jakby o mnie. A może też o Tobie?  "Pracuję nad historią mojego własnego życia. Nie, nie - nie układam jej, dokonuję jej rozbioru. Przeważnie to kwestia właściwego montażu. Jeśli chcieliście ciągu narracji, trzeba było prosić wcześniej, kiedy jeszcze wszystko wiedziałam i bardzo chciałam opowiedzieć. Jeszcze zanim odkryłam zalety nożyczek, korzyści zapałek"*. Na potrzeby współczesności dodałabym jeszcze: uroki formatowania dysku.


"Kiedy już raz człowiek zacznie, robi się ciekawie. Otwiera się tyle przestrzeni. Trach, zmiąć, do ognia, za okno. Przyszłam na świat, dorastałam, studiowałam, kochałam, wyszłam za mąż, rodziłam, mówiłam, pisałam, już po wszystkim. Chodziłam, widziałam, robiłam."** Co jeszcze można dodać? Coś, czego moja imienniczka nie dodała, a co jest ważne. Gdzieś między tymi czasownikami wypisanymi kursywą, chciałabym wstawić, że byłam szczęśliwa. Ale gdzie? :)


Sałatki, tak jak historie życia, to kwestia właściwego montażu. [I niepostrzeżenie przechodzimy do przepisu na ten właściwy montaż...]

SKŁADNIKI:
- szklanka ryżu (ugotować na sypko)
- upieczona/ ugotowana pierś kurczaka
- puszka kukurydzy
- puszka ananasa
- sól i pieprz
domowy majonez (opcjonalnie):
- 1 żółtko
- 150ml oleju/ oliwy (najlepiej jakiejś o neutralnym smaku, ja użyłam oleju lnianego, i majonez miał piękny żółty kolor, ale też goryczkowy posmak, no ale ma tę przewagę, że jest tak zdrowy, że nawet w biodra nie idzie:)))
- 2 łyżki octu winnego

PRZYGOTOWANIE:
1. Ryż, kurczaka, kukurydzę i ananasa przekładamy do dużej miski.
2. Żółtko i ocet zmiksować na gładką masę i stopniowo dolewać olej, aż powstanie jednolita, gęsta emulsja.
3. Cały majonez dodajemy do miski ze składnikami sałatki i delikatnie mieszamy.


* Margaret Atwood, "Historie życia", [w:] "Namiot", s.10
** jw, s.11

sobota, 18 maja 2013

Jajko w koszulce

 Ab ovo... Zacznijmy od początku. Ostatnio zamiast eksperymentować z nowymi smakami i udziwnionymi potrawami nadrabiam braki w zakresie przepisów podstawowych. Zrobiłam na przykład pieczonego kurczaka. Uwierzycie? Po raz pierwszy w życiu upiekłam całego kurczaka. Przecież w domu rodzinnym było to jednym ze standardowych niedzielnych dań, a u nas? Owszem tu nóżka, tu skrzydełko, kotlet z piersi kurczaka też gościł na talerzu, ale żeby tak całego, to nie, nigdy dotąd. A dziś mój debiut jajeczny:) Jajko w koszulce.


Pierwsze jajko, zamiast w koszulce wyszło mi topless:) bo w przepisie który znalazłam autor sugerował, aby wodę zawirować trzepaczką do białek. Nie wzięłam pod uwagę, że mój garnek jest za mały na mieszanie taką wielką trzepaczka, przez co zachaczyłam białko rózgą i obnażyłam żółtko, a przecież nie-o-take-jajko-walczylyśmy! Za drugim razem wzięłam się na sposób i zamerdałam wodę łyżką, taką plastikową, szeroką, do nakładania sałaty. I to był lepszy sposób. Jajeczko wyszło kształtne, koszulka szyta na miarę, żółtko zaczęło się już delikatnie ścinać, więc pewnie MasterChef nie byłby ze mnie zadowolony, ale ja akurat lubię taki stan, więc się nie przejmuję:)



SKŁADNIKI (na jedną porcję):
- 3 szparagi zielone
- jajko
- 2 łyżki octu
- sól i pieprz

PRZYGOTOWANIE:
1. Szparagi ugotować do miękkości w lekko osolonej wodzie.
2. Wodę na jajko doprowadzić do wrzenia.
3. Skręcić ogień i dolać octu.
4. Jajko wbić do małej miseczki/ filiżanki.
5. Energicznie zamieszać łyżką wodę, tworząc mały wir.
6. W środek tego wiru wlewamy ostrożnie jajko, delikatnie pomagamy sobie łyżką, aby doprowadzić do stanu, kiedy białko w całości otoczy żółtko.
7. Jajko wielkości M gotujemy 2.5 minuty, a jajko L - 3 minuty.
8. Łyżką cedzakową wyjmujemy jajko z wody, odcinamy ostrożnie nożem ewentualne "pióropusze" z białka:)
9. Jajko podajemy na szparagach, najlepiej polane sosem holenderskim (np. według tego przepisu: KLIK)


niedziela, 12 maja 2013

Chleb wielozbożowy na zakwasie

Aż wierzyć się nie chce, że to takie proste! Oczywiście pod warunkiem, że masz rasowy zakwas! Ja swój otrzymałam drogą pocztową od Alutki. Dostałam i wpadłam w panikę. Ojej, to tak na serio? Już nie ma odwrotu? Muszę spróbować? Tak, tak, tak. Chwyciłam zatem byka za rogi i okazało się, że to nie żaden byk. Byczek co najwyżej i to w dodatku łagodny jak baranek. 


Chleb jest smaczny, wilgotny, lekko kwaskowy i można go udoskonalać podług uznania. Ja dodałam otręby wielozbożowe, słonecznik i siemię lniane. Chleb zasmakował także rocznemu Stasiowi, który nie jest zwolennikiem zwykłego, suchego chleba, ale taki wilgotny, zakwasowy bardzo mu przypadł do gustu i jak na rezolutnego chłopca przystało zażądał w swym języku kolejnej kromeczki:) A jego mama jest pierwszą osobą, do której powędruje porcja kolejnego zakwasu:)


Dzięki Alicjo za tę smaczną przygodę!:)))

SKŁADNIKI (na dwie foremki keksówki):
składniki suche: w
- 1 kg mąki pszennej luksusowej (typ 550)
- 1 szklanka mąki pełnoziarnistej (u mnie 3 zboża)
- 1 szklanka otrębów
- opcjonalnie: 1 szklanka ziaren (słonecznik, siemię lniane, dynia itp.)
- 4 łyżeczki soli
- 1 łyżka cukru
składniki mokre:
- 2-3 łyżki aktywnego zakwasu
- 4.5 szklanki wody gazowanej

PRZYGOTOWANIE:
1. W dużej misce wymieszać suche składniki na chleb.
2. Dodać zakwas i wodę gazowaną - wszystko dobrze wymieszać ręcznie lub drewnianą łyżką.
3. Odstawić na 2 h. 
4. Po tym czasie odkładamy 2-3 łyżki ciasta do słoiczka, będzie to nasz zakwas na kolejny chleb. Słoiczek wstawiamy do lodówki i przykrywamy go wieczkiem, ale go nie zakręcamy. Taki zakwas można przechowywać do dwóch tygodni. Można odłożyć więcej niż jedną porcję:)
5. Foremki keksówki wykładamy papierem do pieczenia lub po prostu natłuszczamy formemki i przekładamy do nich ciasto - tak aby sięgało do połowy wysokości formy.
6. Odstawiamy nasze chleby do wyrośnięcia na parę godzin, np. robimy powyższe kroki wieczorem i odstawiamy ciasto na noc do pustego, nienagrzanego piekarnika. Moje chleby podwoiły swą objętość po 10 godzinach, ale może były gotowe już wcześniej, nie wiem - spałam:)
7. Gdy chleby wyrosną, wyciągamy je z tego piekarnika, a następnie go nagrzewamy do 200 stopni i do tak nagrzanego piekarnika wstawiamy formy i pieczemy chleby przez godzinę.
8. Po upieczeniu ostrożnie wyciągamy je z foremek i układamy na kratce do ostygnięcia.

czwartek, 9 maja 2013

Ciasto z bezą

Skąd się bierze ta pozytywna energia? Wiosna, słońce, upał, maj. Gdy idę do pracy, mijam drzewko bzu. Już kwitnie. Maj jest wyjątkowy. W maju mam urodziny. Dostałam perfumy, paterę do tortów, zakwas na chleb, meksykański sos mole czekoladowo-paprykowy i pieniążki... Kupiłam sobie jakieś ciuchy i ekhm... obieraczkę do warzyw z końcówką julienne - moją wymarzoną:))) I rocznicę ślubu też mamy dzisiaj. Mój majowy długi weekend w tym roku trwał ponad tydzień i obejmował aż dwa weekendy. Byłam w arboretum. Byłam w ZOO. Odwiedziłam poznańskie dzieciowe restuaracje - super sprawa! I jak tu narzekać?


A dziś popołudniu padało i była burza. Myślicie, że to ugasiło mój entuzjazm? Oczywiście, że nie. Ludzie stanęli przy oknach w korporacyjnych biurowcach i podziwiali to pogodowe widowisko. Dobrze, przynajmniej zmyje ten kurz i piach. O! A tutaj utworzył się wir wokół studzienki odpływowej, a tam chodnikiem płynie rzeczka deszczówki! Dziwne, niby zwykły opad, a jednak wszyscy wokół byli na swój sposób zaciekawieni. Zachwyceni? No tak wiosna, a temperatury takie letnie... Czego chcieć więcej? Może czegoś słodkiego do kawy? Polecam zatem to ciasto, wyszło niebywale delikatne, puszyste, mięciutkie z chrupiącą bezą na wierzchu - cudowny efekt!


To dobry pomysł na pozbycie się nadmiarowych białek:)

SKŁADNIKI:
- 1 jajko
- 1/3 szklanki oleju (użyłam lnianego, wiem że to marnotrawstwo, ale jako alternatywę miałam tylko z pestek dyni i oliwę z oliwek, obydwa zbytnio smakowe:)
- 1/2 szklanki cukru
- 2 budynie śmietankowe (można zastąpić 1/3 szklanki mąki ziemniaczanej i aromatem śmietankowym lub waniliowym)
- 1/2 szklanki mąki pszennej (użyłam luksusowej)
- 1/2 szklanki wina jabłkowego (jakkolwiek to brzmi;P użyłam jabłecznika słowiańskiego, można zastąpić cydrem lub odpowiednią ilością soku jabłkowego zmieszanego z winem lub innym alkoholem)
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 2 kwaśne jabłka (u mnie: boskopy)
- pół łyżeczki cynamonu
beza:
- 2 białka
- 1/3 szklanki cukru pudru

PRZYGOTOWANIE:
1. Nastawić piekarnik na 180 stopni.
2. Jajko, cukier i olej zmiksować na w miarę jednolitą masę.
3. Do masy dodajemy przesianą mąkę, budynie, cynamon i proszek do pieczenia i dolewamy wina - miksujemy wszystko na gładką masę.
4. Obieramy jabłka i kroimy je na małe, cienkie plasterki.
5. Przelewamy ciasto do tortownicy wysmarowanej masłem, na wierzchu układamy jabłka i pieczemy około 20 minut.
6. Ubijamy białka do momentu aż można odwrócić naczynie, w którym ubijamy i białka nie wypływają tylko dzielnie sterczą:) Następnie stopniowo dodajemy cukier nadal ubijając białka.
7. Wyciągamy ciasto z piekarnika, na wierzchu rozsmarowujemy masę białkową i ponownie wkładamy ciasto do piekarnika, tym razem na ok. 30 minut (gdyby ciasto przypiekało się zbyt gwałtowanie, można w połowie tego czasu zmniejszyć moc grzania piekarnika do ok. 160 stopni).


sobota, 4 maja 2013

Jajecznica z chorizo i parmezanem

Czy wrzucenie jajecznicy na bloga to obciach? Może tak, a może nie. Jedno jest pewne: w kwestii jajecznicy istnieje kilka przesądów. Pierwszy: każdy umie ją zrobić. Znam osoby, które potrafią ugotować wszystko, a jajecznica im nie wychodzi:) Drugi: moja jest najlepsza, nie wymaga żadnych zmian. Odejście od rutyny zawsze jest wyzwaniem, ale jedyne co ryzykujemy, to poszerzenie naszych smakowych horyzontów. Trzeci: jajecznica na blogu to przecież zbyt banalny przepis. Chyba jednak nie... Moja jajecznica z kurkami dwa lata z rzędu rządziła na liście 10 najbardziej popularnych na blogu i to chyba mówi samo za siebie:) Jak zatem odmienić zwykłą sobotnią jajecznicę?


Można to zrobić przy użyciu kilku niezwykłych dodatków. Chorizo. Paprykowa, pikantna kiełbasa potrafi zdziałać cuda. Parmezan, ale nie taki z paczki, starty, który jest nijaki w smaku. Ani nie włoski, bo Italia to odległy kraj. Jaki zatem? Polski, lokalny, ser twardy, dojrzewający, który smakuje parmezanowo do tego stopnia, że ponoć nawet Włosi dają się nabrać:) I wcale im się nie dziwię. Kupiłam ten ser w ramach Tygla, czyli Targowiska Żywności Regionalnej. To nowe miejsce w Poznaniu, tuż obok okrąglaka w Studio Reforma, gdzie co dwa tygodnie można odwiedzić stoiska lokalnych producentów pysznego jedzonka. Są wędliny, np. polska surowa niewędzona i sery kozie, np. z dodatkiem kminku i goździków - po prostu mistrzostwo:) Zachwycił mnie też chleb z żurawiną i kawa o smaku truskawek ze śmietaną z małej wielkopolskiej palarni. 


Bohaterem ostatniego Tygla był mały tygodniowy baranek:)

Podsumowując Tygiel... To bardzo fajna inicjatywa! Dodałabym tylko jakąś wielgachną reklamę na środku ulicy 27 Grudnia ze strzałką w kierunku Reformy, bo w sumie gdyby nie google maps w komórce to chyba nie znalazłabym tego miejsca:)

SKŁADNIKI (dla 2 osób):
- 5 wiejskich jaj
- pól cebuli drobno posiekanej
- 10 plasterków chorizo pokrojonych dodatkowo w drobną kostkę
- łyżka świeżo startego twardego, dojrzewającego sera
- szczypta soli
- pieprz
- łyżeczka masła
- posiekany szczypiorek

PRZYGOTOWANIE:
1. Na suchą patelnię wrzucamy cebulę i chorizo, jeżeli wytopionego z kiełbasy tłuszczu jest za mało aby podsmażyć cebulkę, to dodajemy odrobinę masła.
2. Gdy cebula się zeszkli, wbijamy na patelnię jajka (jak sadzone). Osolić delikatnie (kiełbasa i ser też są słone!) i dodać nieco pieprzu, posypać startym serem.
3. Szpatułką rozsmarowujemy po patelni białka, tak aby dokładnie się ścięły i jednocześnie tak aby nie uszkodzić żółtek.
4. Gdy mamy pewność, że białka są ścięte, mieszamy szybko całość z żółtkami i zdejmujemy patelnię z ognia, dzięki temu jajecznica będzie nadal  idealnie wilgotna:)
5. Jajecznicę podajemy posypaną szczypiorkiem:)