wtorek, 5 lutego 2013

Zupa z soczewicy à la grochówka

Ostatnio tylko biadolę i marudzę na tym blogu, wiem, wiem... Jest jednak taki świat, gdzie nawet to, co zwyczajne staje się niesamowite. To dobra książka i jej inny wymiar, do którego przenosi nas każda kolejna strona... lub procent. Procent? Nie, nie chodzi o alkohol. Przerzuciłam się na e-czytnik. Miśku też. I teraz ciągle pada w naszych rozmowach pytanie: "na którym jesteś procencie?", bo e-booki nie mają już stron. Progres czytania prezentuje mała procentowa belka u dołu e-papieru. 

Jakie światy odwiedziłam ostatnimi czasy? Byłam w RPA, świecie zoolusów - ludzi, którzy za popełnione przestępstwa zostali zanimalizowani: dostali zwierzę, które symbolizuje ich "grzech" oraz specjalny dar. Główna bohaterka "Zoo City" (L. Beukes) za popełnioną zbrodnię dostała leniwca i dar odnajdowania utraconych przedmiotów. Odwiedziłam też "Jaskinię filozofów" (J.C. Somoza), bardzo inteligentnie skonstruowana powieść, która rozmywa granicę między fikcją literacką a rzeczywistym światem.


Byłam też na granicy Życia, Śmierci i Obłędu - w świecie "Ubika" (Ph. Dick), gdzie nic nie jest takie jakim zdaje się być na pierwszy rzut oka, a przyszłość, przeszłość i teraźniejszość to tylko umowne sformułowania. "Norwegian wood" (H. Murakami) odsłonił przede mną świat miłości i innej kobiecości - tej bezradnej, tej szalonej, tej kruchej... Błądziłam też w niezmierzonych głębinach "Rozgwiazdy" (P. Watts), gdzie wysłano też grupę specjalnie dobranych i podrasowanych "technologicznie" ludzi po przejściach. Potem wybrałam się na "Piknik na skraju drogi" (A. i B. Strugaccy) do świata takiego jak nasz, który odwiedzili Obcy... Wylądowali, naśmiecili, nie nawiązali kontaktu z Ziemianami i bezczelnie opuścili naszą planetę, zostawiając ludzkość z opuszczonymi w zadziwieniu koparami i całym trylionem pytań bez odpowiedzi. Wczoraj zaś wylądowałam na stacji "Solaris" (S. Lem) i bardzo jestem ciekawa, co też tam się wydarzy.

Sami rozumiecie, że po takich podróżach najlepsza jest zwykła, swojska zupka, na przykład - grochówka, ale doświadczenia tamtych odległych światów zrobiły swoje, i jest to zupełnie inna grochówka, bo bez grochu i bez mięsa:)


SKŁADNIKI:
- szklanka czerwonej soczewicy
- 4 kapelusze boczniaka
- łyżka oliwy z oliwek
- majeranek
- 4-5 płatków suszonego czosnku -
- 4-5 ziaren pieprzu
- sól
- 2 małe ziemniaki
- sól wędzona do posypania na talerzu

PRZYGOTOWANIE:
1. Soczewicę zalać wodą i odstawić na 10 minut.
2. Obrać ziemniaki i pokroić w małą kostkę; boczniaki pokroić w kostkę.
3. Odlać wodę, w której się moczyła, zalać świeżą wodą, postawić na kuchence i doprowadzić do wrzenia. Gotować na dość dużym gazie przez około 10 minut.
4. Czosnek i pieprz zmielić w moździerzu.
5. Dodać ziemniaki i boczniaki i gotować na mniejszym ogniu do momentu aż ziemniaki będą miękkie.
6. Doprawić oliwą, majerankiem, solą, czosnkiem i pieprzem, przed podaniem posypać wędzoną solą.

34 komentarze:

  1. To nie taka zwykła zupka, ale pychotka!
    Nie mogę się przekonać do czytania na e-bookach, lubię zapach książki :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też lubię zapach kartek, ale e-czytnik jest poręczniejszy, gdy jedną ręką przytrzymujesz do karmienia dziecko, a drugą książkę i nadal możesz przewracać strony, a jak na chwilę odłożysz czytnik na bok, to zawsze pozostanie na tej stronie, którą właśnie czytasz:) pozdrawiam!

      Usuń
  2. nigdy takiej nie jadłam, choć moja koleżanka zajada się wprost wszystkim co z soczewicy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też miałam uprzedzenia do soczewicy, bo zaczęłam od zielonej, a ta jest oporna do gotowania, nie tak ekspresowa jak czerwona czy żółta, którą właśnie bardzo polubiłam:)

      Usuń
  3. O tak, zupa sprowadza na ziemię ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czasem trzeba twardo stąpać po ziemi, wtedy zupa jak znalazł:)

      Usuń
  4. Świetna! Uwielbiam zupę z soczewicy! Jej niebywałą zaletą jest to, że robi się ją szybko. Ja dzisiaj gotuję grochówkę z grochu i cisną mi się na usta brzydkie słowa;) Gotuję niemal od rana i ciągle twardy, wrrr. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Arniko! co za zbieg okoliczności:) nie dalej jak wczoraj odkryłam twój blog i już sobie dopisałam do podglądanych:)

      no właśnie ta przewaga soczewicy nad grochem mnie skusiła:)

      Usuń
  5. Bez grochu i bez mięsa ;))
    Lubię bardzo zupę z soczewicą, nawet mam w planach zrobić w ciągu najbliższych dni - póki zima!
    A książki tylko papierowe, tylko stronicowe z numeracją i zapachem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja widzisz wcześniej nie eksperymentowałam z soczewicą, jak się okazuje moje uprzedzenia były bezpodstawne:)

      Tak jak napisałam Kamili powyżej... kiedyś też byłam ortodoksem w tej kwestii, ale zwyciężył wymiar praktyczny czytników:) poza tym teraz jest walka o rynek wśród wydawców i promotorów książek elektronicznych, i niektóre dzieła można dostać w bardzo atrakcyjnych cenach, typu 9,90:))) co bardzo mi się podoba:) do tego fajne jest podkreślanie tekstu, robienie notatek w książce, które potem możesz łatwo wyszukać:) no, to tyle z plusów dodatnich:) plusem ujemnym jest oczywiście brak zapaszku świeżego druku:)

      Usuń
    2. Ty się już nie tłumacz :P. Twoje papierowe książki płaczą w kącie bidulki ;( hlip hlip...
      Fakt, są to plusy plusy, ale wiesz jaki jest jeszcze plus ujemny jeśli o mnie chodzi? To, że ja gadżetowa nie jestem, nie znam się na żadnych smartfonach i im podobnych! Telefon mam tak stary, że szok... Tak więc póki co od tych e-booków dzieli mnie przepaść ;))
      A Ty czytaj, bo matka karmiąca jesteś ;)

      Usuń
    3. ja się nie tłumaczę, tylko ci zachwalam! ale skoro jesteś niegażdżetowa, to już przestaję:P ja jestem gadżetowa po mężu, on mnie zaraził:)

      Usuń
    4. To wszystko wyjaśnia! Ja męża nie mam! ;)

      Usuń
    5. to że fantastykę tak czytam, to też jego sprawka!:P

      Usuń
    6. No ja nie czytam! I znów wiadomo czemu :P

      Usuń
  6. zjadłabym taką rozgrzewającą i treściwą zupkę... brakuje mi takich obiadów w ostatnim czasie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to bardzo ekspresowa zupka, tak naprawdę nawet nie trzeba namaczać czerwonej soczewicy, wystarczy opłukać i gotować:)

      Usuń
  7. Dużo czytasz :) bardzo dobrze..mój błąd, że i ja tego nie robię ale nic mi się ostatnio nie chcę, nawet gadać! Ta praca po 3 mc mnie wykończy i wyląduję w wariatkowie :) Jutro na 4:00 bo zasrany tłusty czwartek i pewnie nie wyjdę wcześniej jak o 18 :((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe, ktoś musi pracować na te statystyki czytelnictwa w PL, żeby nie wyszło że nie czytamy w ogóle:) hehe, jeśli wylądujesz w wariatkowie to chyba tylko jako chorobliwie szczęśliwa i spełniona zawodowo kobitka:))) dasz radę!

      Usuń
  8. Bardzo lubię zupę z soczewicy, ale nigdy nie jadłam jej z dodatkiem boczniaków. Pysznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u mnie boczniaki ostatnio lądują w co drugim daniu:))

      Usuń
  9. Narzekasz, a potem taką cudną zupę gotujesz!
    Pysznie tak jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. heh, trzeba czasem jakoś sobie odbić to narzekanie:)

      Usuń
  10. Coś mi się wydaje, ze nie doceniam tej soczewicy. Taka zupa jest niezwykle zachecajaca. :)

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie. :)
    http://kulinarna-galeria-arty-styczna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czerwona soczewica to też moje odkrycie ostatnich dni, kiedyś jadłam zielona i się zniechęciłam, ta bardziej przypomina groch, ale jest łagodniejsza w smaku:)

      Usuń
  11. Wielbię Lema, Dicka i Murakamiego, ale "Norwegian Wood" to chyba najgorsza książka tego ostatniego. A czytałaś "Przygodę z owcą"?
    całus
    PS. zupka mniam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Murakamiego czytałam wcześniej tylko opowiadania, a Norwegian Wood mi się w sumie podobało (nawet film obejrzałam!), potrzebowałam czegoś zwyczajnego po tej całej fantastyce, a tej Owcy nie czytałam jeszcze :)

      Usuń
    2. Przygoda z owcą według mnie jest gorsza niż Norwegian Wood. To dopiero pojechana fantastyka...!

      Usuń
  12. kochana, Murakami mnie nie zachwycił, żadna jego książka mi się nie podobała, jedną z nich było właśnie Norwegian Wood. Chyba nie dam mu kolejnej szansy. Dicka lubię, choć nie czytałam Ubika, Lema kocham, choć miewa książki trudne. Reszty nie znam. Teraz mnie pochłonął świat Marcina Szczygielskiego, którego "Poczet królowych polskich" serdecznie polecam i myślę, że jest duża szansa, że Tobie się ta książka spodoba.
    Soczewicówka to jedna z moich ulubionych zup. Ta sól wędzona mnie intryguje, czy faktycznie smakuje wędzonką?
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Murakamiego znałam tylko od strony opowiadań i one mi się bardzo podobały, a to była pierwsza powieść, po którą sięgnęłam i w sumie mi się podobało, początek trochę nudny, ale potem się wkręciłam:)

      Dick i Lem to ulubieni twórcy fantastyki mojego Miśka, a ja tak testowo sięgnęłam po te lektury i jestem zaskoczona, ale podoba mi się! Ja wolę takie bardziej fantasy (Siergieja Łukjanienkę np.)

      a Szczygielskiego czytałam ostatnio "Kaprysik" i bardzo podoba mi się jego styl pisania, chyba sięgnę po coś jeszcze:)

      wędzona sól pachnie i smakuje wędzonką, ale jeśli dodać ją w trakcie gotowania to nie "zabarwi" wędzonym smakiem potrawy (chyba że dodasz jej duuużo, ale wtedy przesolisz:), takie jest moje zdanie, więc raczej trzeba ją stosować jako dodatek "wykończeniowy":) mnie jeszcze ciekawi wędzona papryka, czy jest z nią tak samo jak z tą solą:)

      Usuń
    2. Łukjanienko jest boski!
      to ja muszę poszperać za tą wędzoną solą, paprykę też chętnie stestuję.
      MF

      Usuń
  13. Mówią, że jak się ma małe dziecko, to na nic czasu nie ma.
    A tu proszę, czyta, podróżuje i jeszcze zupy gotuje:)
    Pyszna zupa!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za uwagi i komentarze:D

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.