poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Ciasto czekoladowe z orzechami laskowymi

Ciasto czekoladowe jest dobre na wszystko. Na powrót do domu. Na pogodę w kratkę. Na przyzwyczajanie się do myśli o nieuchronnym końcu urlopu. Na serialową niecierpliwość (ostatni odcinek True Blood strasznie mi się podobał i już czekam na kolejny:))). Kawałek takiego ciasta osłodzi wszystko. Ciasto mogę zaliczyć do udanych, bo mimo iż prawie wszystko w tym przepisie pozamieniałam na dostępne w mojej kuchni odpowiedniki - wyszło przesmaczne:) Myślę, że Nigella się nie obrazi:)


Czasem bywa tak w życiu, że trudno jest wszystko uporządkować. To tak jak w tym kawale: idą dwa koty przez pustynię i jeden mówi do drugiego: "Stary, ja nie ogarniam tej kuwety". Czasem można nie ogarniać.


Ciężką pracą. Cierpliwością. I odrobiną miłości. Do świata. Do siebie. Można to potem poukładać. Jakoś. Może pomogą przyjaciele? Wiadomo, w kupie raźniej...


Mimo iż często wydaje się, że jest się po prostu z innej bajki. Ja nie pasuję do tej układanki. Jak w tej piosence... I'm a creep. I'm a weirdo. What the hell am I doing here? I don't belong here. I don't belong here.


Pod grubą i twardą skorupką, budowaną latami w ramach samoobrony, czai się warstewka goryczy. Pomarszczona. Nieciekawa. Aż się prosi by ją ukryć. Pozbyć się jej nie jest łatwo. A co kryje się pod nią?


Pod tym cienkim płaszczykiem kryje się piękno i nieskazitelna biel. Pełnia smaku... Pełnia życia... I tak pokrótce można opisać żywot orzecha laskowego... (Ale pewnie nie tylko orzecha)


SKŁADNIKI  
(ciasto wg Nigelli* i moje modyfikacje w nawiasach, proporcje na keksówkę o dł. 20 cm):
- 150 g miękkiego masła
- 2 łyżki jasnego syropu melasowego "golden syrup" (ja użyłam 3 łyżek syropu klonowego)
- 175 g cukru trzcinowego muscovado (ja użyłam 100 g zwykłego białego cukru)
- 150 g mąki pszennej (ja użyłam 50 g mąki pszennej i 100 g mąki kukurydzianej)
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej (ja użyłam łyżeczkę proszku do pieczenia)
- 25 g dobrej jakości kakao w proszku, przesianego
- 2 jajka (ja użyłam duże)
- skórka otarta z 2 pomarańczy (ja użyłam aromatu cytrynowego do ciast)
- sok z 1 pomarańczy (ja użyłam 50 ml likieru pomarańczowego curacao, ale to było za mało aby pozostał jego aromat:)
(polewa):
- tabliczka czekolady mlecznej Wedla
- 2 łyżki wody
- ok. 50 orzechów laskowych

PRZYGOTOWANIE:
1. Nagrzej piekarnik do 170 stopniu, a foremkę wyłóż papierem do pieczenia.
2. Zmiksuj miękkie masło z syropem klonowym i cukrem na dość gładką masę (kryształki cukru mogą być nadal wyczuwalne).
3. Mąkę, proszek do pieczenia i kakao przesiej przez sito i wymieszaj w osobnej misce.
4. Dodaj łyżkę sypkich produktów do masła, cały czas miksując, a następnie dodaj jajko. Potem kolejne 2 łyżki sypkich i jeszcze jedno jajko. Na koniec wsyp pozostałe sypkie składniki i dolej stopniowo sok pomarańczowy lub likier.
5. Przełóż masę do foremki i piecz 45 minut (+ ewentualnie dodatkowe 5 minut, jeśli ciasto tego wymaga). Po tym czasie uchyliłam drzwiczki piekarnika aby ciasto powoli wystygło.
6. Orzechy rozłupać, przełożyć na suchą patelnię i chwilą pod prażyć. Następnie przełożyć do papierowej torebki i potrzeć aby pozbawić orzechy brązowej skórki - może to wymagać dodatkowej manipulacji rękoma;)
7. Czekoladę połamać na kawałki, włożyć do garnka, dodać wodę i roztopić na jednolitą masę.
8. Polewę wyłożyć na ostudzone ciasto i przybrać orzechami laskowymi.


* Nigella Lawson, "Kuchnia", Ciasto czekoladowo-pomarańczowe, str. 310 - jak pisze Nigella: "Nie jest to żaden wyszukany dekadencki przysmak, tylko raczej kawał kakaowej błogości, którą można odkrawać po plasterku".

środa, 24 sierpnia 2011

Zupa kurkowa z lubczykiem

Urodzaj kurkowy doprowadził mnie do przyrządzenia zupy:) Delikatna, śmietankowa i z dużą ilością grzybów. Do tego aromatyczny lubczyk. Zioło na miłość. Niegdyś wykorzystywne do produkcji napojów miłosnych. "W tradycji ludowej lubczyk stosowany był jako złoty środek w nie odwzajemnionej miłości"*. A u mnie magia lubczyku zwiększa jedynie miłość do... lubczyku. Im więcej go jem, tym bardziej go cenię.


Zatem, kto jeszcze nie pokochał lubczyku, ma ku temu dobrą okazję - proponuję wypróbować taką zupkę, którą dodaję do akcji Grzybobranie 2011:

SKŁADNIKI:
- 0,5 kg kurek
- 2 marchewki
- listek selera
- mały por (białe i jasnozielone części)
- 1 listek lubczyku
- 0,7 l bulionu
- 1 duża cebula
- kwaśna śmietana
- listek laurowy, ziele angielskie, sól i pieprz

PRZYGOTOWANIE:
1. Umyć kurki. Ponoć najlepszy sposób na czyszczenie kurek to zalać je wrzątkiem w dużym garnku - kurki powinny się lekko obkurczyć, a piasek magicznie opaść na dno garnka - wtedy łyżką cedzakową można wyłowić grzybki. Moje po tej porcedurze wymagały jeszcze lekkiej pomocy w uwalnianiu od piachu:)
2. Zagotować bulion - dodać pokrojoną drobno marchewkę, poszatkowanego pora i cebulę oraz drobno pokrojony listek selera i lubczyku, listek laurowy i ziele angielskie.
3. Gdy marchewka lekko zmięknie dodać oczyszczone kurki i zagotować. Następnie skręcić ogień i gotować chwilę na małym ogniu.
4. Na koniec zabielić zupę śmietaną, i doprawić solą i pieprzem.


* Earl Mindell, "Biblia młodości. 100 składników pokarmowych, od których zalezy zdrowie i dobre samopoczucie", s.70

wtorek, 23 sierpnia 2011

Jajecznica z kurkami

Kura i kurki. To znaczy, jajko kurki i kurki. Odkręcasz kurki i myjesz kurki, rozbijasz jajko kurki i gotowe. Dla mnie to jajecznica idealna, bo grzybki przełamują swą sprężystą konsystencją monotonnie roztrzepane jajka. Tata przyniósł wczoraj wiaderko kurek, które przyniósł mu pewien zapalony grzybiarz. Ponoć innych grzybów w pobliskich lasach na razie nie widać. Można wierzyć lub nie, ale to dlatego, że jest za sucho. Za sucho?!? Takie są oficjalne dane grzybiarzy:)


Zapraszam zatem na przepyszną jajecznicę z kurkami:) Nie jadłam takiej jajecznicy od lat, a - jak już wcześniej pisałam - gdy pierwszy raz jadłam kurki, to były właśnie w ten sposób przyrządzone. Uwielbiam to, więc dodaję przepis do akcji Grzybobranie 2011.

SKŁADNIKI (dla dwóch osób):
- 2 garście małych kurek
- 4 duże jajka
- 1 mała cebulka
- masło
- sól i pieprz

PRZYGOTOWANIE:
1. Kurki dokładnie oczyścić, a cebulę poszatkować.
2. Roztopić masło na patelni, wrzucić cebulkę i kurki i podsmażyć aż kurki zmiękną.
3. Wbić jajka tak aby nie pękły żółtka.
4. Drewnianą łyżką rozprowadzać białka po patelni tak, aby dokładnie się ścięły.
5. Dopiero gdy białka są ścięte wymieszać żółtka i podsmażyć do ulubionej konsystencji.
6. Idealnie smakuje ze świeżą bułeczką z serkiem camembert:)))



poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Zupa ze świeżych pomidorów

Tak trudno nazwać ją zwykłą pomidorówką. Bo nie użyłam ani kapki koncentratu pomidorowego. Bo pominęłam przecier i keczup. Bo nie trzeba było dodawać cukru dla osłody, ani kwasku dla smaku. Tak, to cud świeżych pomidorów. Prosto z ogrodu rodziców. Razem z marchewką pachnącą marchewkową nacią, intensywnie smakowym listkiem selera i świeżym działkowym porem.


Dalszy ciąg urlopowania - tym razem w domu rodzinnym. Dlatego dziś w troszkę innym otoczeniu. W innej kuchni. Wszystkiego musiałam szukać. Gdzie jest garnek? Gdzie jest sól? Odpowiedni nożyk do krojenia? Jak włączyć płytę indukcyjną??? Jakoś sobie w końcu poradziłam, ale nie obyło się bez telefonu do przyjaciela... tzn. do mamy:) Smacznego!

SKŁADNIKI:
- około 15 średniej wielkości dojrzałych, sezonowych pomidorów
- 3 marchewki
- 1 mały por
- 2 listki selera
- 2 ząbki czosnku
- kwaśna śmietana
- bulion, ewentualnie 2 kostki rosołowe
- sól i świeżo mielony pieprz, suszona bazylia

PRZYGOTOWANIE:
1. Pomidory sparzyć wrzątkiem i obrać ze skórki, pokroić i wrzucić do garnka.
2. Zagotować, jeśli pomidory nie puściły za dużo wody, to lekko podlać wodą lub bulionem.
3. Dodać pokrojone w talarki marchewki, pokrojonego pora i poszatkowany seler. Dodać resztę bulionu i gotować aż pomidory się rozpadną (co bardziej oporne pomidory wyłowiłam i zmiksowałam blenderem:)
4. Pod koniec doprawiamy solą, pieprzem i przeciśniętymi przez praskę ząbkami czosnku.
5. Podajemy z kleksem kwaśnej śmietany i bazylią (idealna byłaby też natka pietruszki, ale nie miałam) i gotowe:)


sobota, 20 sierpnia 2011

Panna cotta

Jak można spędzać urlop? Można gdzieś wyjechać. Ciepłe kraje. Tropiki. Czekają z otwartymi ramionami na setki turystów. Można odwiedzić rodzinne strony. Mama i tata na pewno się ucieszą. Można też zostać w domu i nadrobić zaległości w leniuchowaniu. Można zarwać nockę i oglądać seriale. I tak właśnie spędziłam pierwsze dni urlopu. Oglądając po kolei, odcinek po odcinku, seria po serii, a w sumie cztery sezony serialu "True Blood" (Czysta krew). Kolejny odcinek w najbliższą niedzielę, umieram (to jest dobre słowo:) z ciekawości. Waiting sucks... jak głosi jedno z haseł reklamowych serialu.


W związku z powyższym od kilku dni mam truebloodową obsesję, ale od początku: o czym jest ten serial. Jest to historia Sookie Stackhouse, kelnerki z małego miasteczka, która jest obdarzona darem telepatii, a rzecz dzieje się w czasach, gdy wampiry zrobiły wielki coming out of the coffin i próbują wieść zwykłe "ludzkie" życie - walczą o równouprawnienie i akceptację. Jest to możliwe od kiedy wynaleziono syntetyczną krew, którą mogą żywić się wampiry. Nie jest ona jednak tak soczysta, jak krew ludzka - i tu pojawiają się rozterki. Czy główny nurt to na pewno dobre rozwiązanie? Czy wampir może się zakochać? Otóż może. To nowość dla wampira-samotnika. Dla Sookie to też jest miła odmiana, bo myśli wampirów nie potrafi odczytać. Spokój. Cisza. Tajemnica. Uwielbiam miłosne wampiryczne historie... Ta wciągnęła mnie totalnie.


Panna cotta z krwistoczerwonym syropem aroniowym a'la True Blood:

SKŁADNIKI (3 porcje):
- 3/4 szklanki mleka
- kubeczek kremówki (200 ml)
- pół laski wanilii
- 2 duże łyżki cukru
- czubata łyżka żelatyny
- syrop z aronii, ja dodałam domowy przyrządzony wg tego przepisu.

PRZYGTOWANIE:
1. Zagotuj mleko z połową laski wanilii, garnek zdejmij z ognia i rozpuść w mleku cukier i żelatynę.
2. Następnie dodaj zimną śmietankę i dokładnie rozmieszaj.
3. Przelej do małych miseczek i włóż do lodówki do stężenia.
4. Następnie przełóż na talerzy, oddzielając panna cottę ciepłym nożykiem od brzegów miseczki i polej deser syropem owocowym.

Przepis dodaję do akcji "Serialowo w kuchni".



I serialowy trailer:






czwartek, 18 sierpnia 2011

Swojskie antipasti i placki ziemniaczane z kiszoną kapustą

W ostatni przedłużony weekend  odbył się w Poznaniu Festiwal Dobrego Smaku. Dowiedziałam się o tym w niedzielę, oczywiście z innych poznańskich blogów kulinarnych. Szybka decyzja - no to jedziemy na Rynek. Zwiedzanie straganów z naturalną, swojską żywnością rozpoczęłam od... stoiska z Jabłecznikiem Trzebnickim, czyli polskim cydrem. Smakował idealnie, prawie jak soczek, ale nie za słodki, nie za kwaśny - w sam raz na słoneczny dzień. Cydr jest jednak zwodniczy, mimo iż nie czuć w nim alkoholu - to wierzcie mi na słowo: zawiera alkohol (około 5-6%).


Strasznie kusiły stoiska z pieczywem. Chrupiące chlebki na zakwasie, były po prostu pycha! Praktycznie każdy produkt można było skosztować przed zakupem, więc nie było ryzyka, że kupujemy chleb albo kiełbasę w worku;)


Nie wiedziałam też, że jest tyle rodzajów sera korycińskiego. Zanim wybrałam coś dla siebie posmakowałam kilka gatunków i ostatecznie zdecydowałam się na naturalny, podsuszany.


Interesujący był także wypiek kołaczy. Wyglądały na mega słodkie, dlatego ich nie próbowaliśmy - po tylu degustacjach wędzonych kiełbas i serów - jakoś to się nie komponowało:)


Miśku natomiast skusił się na świeżą ostrygę. Powiedziałabym żywą, gdyby nie to, czego się dowiedziałam na miejscu, że po otwarciu skorupki i oderwaniu ostrygi od muszli - to małe stworzonko zdycha. Ten niuans sprawił, że ja jednak podziękowałam za takie danie. 


 Ostatecznie udało nam się zgromadzić następujące składniki do skomponowania swojskiego antipasti:
- wędzony sum, który okazał się prawdopodobnie najlepiej uwędzoną rybą na świecie
- swojska kiełbasa z kawałkami mięsa - Miśku pochłonął ją w dniu zakupu prawie w całości
- pikantna kiełbasa węgierska, bardzo się przydała do doprawienia i zaostrzenia leczo
- jabłecznik trzebnicki, czyli cydr - jak już wspominałam pokochałam ten napój:)
- ser koryciński naturalny, podsuszany - z piękną żółtą skórką i smakiem wiejskiej śmietany
- ser mascarpone wędzony - słony i wędzony, czyli coś czego bym się nie spodziewałam po mascarpone
- chleb żytni cebulowy - cudny chlebek na zakwasie

Po takiej przystawce pasowały tylko równie swojskie placki ziemniaczane popijane schłodzonym cydrem. Na ostro -  z cebulą i czosnkiem. Z kwaśną nutką - kapusta kiszona. I z cudownie kremową kwaśną śmietaną.



SKŁADNIKI:
- 0,5 kg ziemniaków
- 250 g kiszonej kapusty
- 1 cebula
- 1 ząbek czosnku
- 1 jajko
- mąka
- sól i pieprz
- kwaśna śmietana do podania.

PRZYGOTOWANIE:
1. Obrane ziemniaki, cebulę, czosnek i kapustę kiszoną zmiksowałam w blenderze - dość drobno.
2. Dodałam jajko i mąkę (na oko) tak aby kawałeczki ziemniaków i kapusty otoczyło mączne ciasto.
3. Doprawiłam solą i pieprzem, a następnie usmażyłam na złoty kolor.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Syrop i granita aroniowa

Kupiłam u miłego pana w warzywniaku symboliczną porcję aronii. Nie do końca wiedziałam jak ją wykorzystam, ale z pomocą przyszedł mi blog Bożeny. Bożena to przodowniczka przetworów różnej maści i czułam, że mogę polegać na jej doświadczeniu. Jako iż w warzywniaku nie można kupić liści wiśni ani malin, poszperałam w internecie, aby sprawdzić jak uniknąć aroniowej goryczki i cierpkości. Z tego co się dowiedziałam pomaga: mrożenie, liście wiśni lub malin, gruszka lub jabłko. Zatem aby się zabezpieczyć najpierw zamroziłam na jedną dobę aronię i zapobiegawczo podczas gotowania dodałam jabłko.


Efekt? Ani grama goryczki, aż byłam troszkę zawiedziona - bo ten gram by się przydał:) Jednakże barwa i smaczek rekompensują tą stratę. Sok wyszedł wyśmienity. Niestety nie uchowa się do zimy, bo butelka okazała się nieszczelna w okolicach zatyczki. Mogłabym oczywiście przelać sok do słoiczków i pasteryzować ponownie, ale ta wada butelkowa jest świetną wymówką, aby już teraz korzystać z dobrodziejstwa tego owocu. Według wiki aronia zawiera witaminę P, która nawet w sokach i mrożonkach prawie całkowicie zachowuje swoją aktywność.


Ciekawostka: dlaczego lód mrożony w domowym sposobem w zamrażarce jest biały a nie przezroczysty? Dzieje się tak ze względu na rozpuszczone w wodzie z kranu powietrze. "Komercyjne kostkarki do lodu wytwarzają atrakcyjny, przejrzysty lód, przepuszczając ciągły strumień wody przez zarażające metalowe rurki albo po powierzchni metalowych tac. To sprawia, że zamarza tylko część wody, a reszta jest usuwana, zanim stężenienie powietrza osiągnie zbyt wysoki poziom. Kiedy grubość warstwy lodu jest wystarczająca, rurki albo taca są podgrzewane, by uwolnić kryształowo przejrzysty lód, doskonały do filmowania"*.



Jedno jest pewne: komercyjny czy domowy - z takiego lodu można przyrządzić najprostszy deser - napój na świecie. Granita w najczystszej postaci: tylko kruszony lód i świeży syrop z aronii. Idealna na upał, który do końcu zawitał w stolicy Wielkopolski.

 Syrop z aronii:

SKŁADNIKI:
- 0,5 kg aronii (oczyszczoną i zamrożoną przez conajmniej jedną dobę)
- 1 kwaśne duże jabłko
- 0,5 kg cukru
- 1 mała cytryna

PRZYGOTOWANIE:
1. Aronię i pokrojone na cząstki jabłko (bez gniazd nasiennych) zalać wodą tak aby tylko przykryć owoce i gotować 15 minut. Aronia dość mocno brudzi wszystko dokoła, włączni z kucharzem, więc lepiej gotwować w wyższym garnku.
2. Następnie przecedzić do innego garnka, dodać cukier i sok z cytryny.
3. Gotować kolejne 15 minut.
4. Gorący sok przelać do słoika lub butelki (mi wyszło trochę ponad 0,5 litra soku), przewrócić do góry dnem, i zostawić do wystygnięcia.



Granita z syropem z aronii:

SKŁADNIKI (na jedną szklankę):
- około 10 kostek lodu
- syrop owocowy (np. z aronii)
- blender z nożykiem do kruszenia lodu (lub inny sprawdzony sposób:)

PRZYGOTOWANIE:
1. Lód skruszyć w blenderze, najdrobniej jak się da.
2. Przełożyć do szklanki i zalać syropem - i gotowe!
3. PS. Istnieje oczywiście szkoła, która każe zamrozić taki deser ponownie na około 0,5 godziny, może dłużej, i następnie rozdrobnić masę ponownie. Tą czynność można powtórzyć 2-3 razy. Ale najlepsze jest to, że nie trzeba:)))


* "Dlaczego pingwinom nie zamarzają stopy i 114 innych pytań", Mick O'Hare, wyd. Insignis Media, Kraków 2009, s.85

niedziela, 14 sierpnia 2011

Pomidory suszone w piekarniku

Pomidor i oliwa. Istne czary. Intensywna, naturalna słodkość. Czekałam na to od kilku miesięcy.


Jak zachować tą pomidorową słodycz? Niedługo znowu zostaniemy z tymi blado-czerownymi supermakertowymi imitacjami pomidora. A teraz jest sezon! Czekałam na ten moment. Aż pomidory będą tanie jak barszcz, słodkie i karminowe:) Pełnia szczęścia. Pierwsza eksperymentalna blaszka. Półtora kilograma podłużnych, mięsistych pomidorków właśnie ususzyło się w moim piekarniku.


Przepis znalazłam w książce "Cook" Richarda Bertineta. Pomidorki suszone w piekarniu to jedna z jego propozycji do l'apero, czyli francuskiego odpowiednika włoskiego antipasti. Małe kąski. Same pszyności. Robiłam już pastę z bakłażana. Teraz pomidorki. Została mi jeszcze pasta z cieciorki, pesto, tapenade (już kiedyś robiłam, ale bez anchois), karmelizowane cebulki i wieprzowe rilletes (przypomina pasztet lub mocno mięsny smalec).


No a teraz,czas na pomidorowe cudeńka:


SKŁADNIKI:
- ok. 1,5 kg podłużnych pomidorów gruntowych (wybierałam jak najmniejsze sztuki)
- świeżo zmielony pieprz
- sól morska lub sól wędzona
- garść świeżych ziół (użyłam głównie rozmarynu + cząber)
- olwia z oliwek

PRZYGOTOWANIE:
0. Piekarnik nasatwić na 110 stopni.
1. Pomidory umyć, przeciąć na pół (jeśli są bardzo małe, to można je przekroić "po równiku", aby miały ładniejszy wzorek).
2. Następnie pomidory lekko odcisnąć z nadmiaru soku (będą się krócej suszyły) i ułożyć na blaszce skórką do dołu.
3. Posypać solą i świeżo zmielonym pieprzem i dość grubo poszatkowanymi ziołami.
4. Włożyć do piekarnika na 2-5 godziny (czas zależy od tego jak bardzo są soczyste pomidory i jakie duże: wg przepisu 2 godziny, ale mi zajęło to 5 godzin i nadal nie są tak suche jak sycylijskie suszone na słońcu, są za to idealne aby je zalać oliwą), do momentu aż pomidory będą wyszuszone, ale nadal miękkie. W trakcie suszenia, jeszcze pomagałam pomidorom, raz czy dwa, zlewając wodę która podeszła, albo wręcz nakłuwając nożem, co bardziej oporne pomidorki. Po 5 godzinach wyłączyłam piekarnik i zostawiłam je tam na całą noc.
5. Krok opcjonalny: pomidory przełożyć do miseczki lub słoika i zalać olwią, tak aby wszystkie pomidorki były zakryte, najelepiej zalewać wartwami, aby nie zostawić pustych przestrzeni. Oliwa ma właściwości konserwujące. Tak można przechowywać pomidorki przez 2-3 tygodnie w lodówce.


wtorek, 9 sierpnia 2011

Kotleciki z tuńczyka

Jakoś opuściła mnie wena ostatnimi czasy... Nie tylko nie chce mi się gotować, ale nawet nie chce mi się jeść... To znaczy, odczuwam głód, ale nie mam żadnych fanaberii kulinarnych, jak to zwykłam nazywać, polegających na tym, że jednocześnie mam ochotę na dziesięć skrajnie różnych produktów. Jadam teraz dania banalne, tak proste jak te kotleciki z tuńczyka, ziemniaków i natki pietruszki. Do tego gotowy sos chilli z dodatkiem cytryny.


A gdyby tak zjeść nienazwaną substancję? Ktoś musiałby mi to podać. Ostatnio widziałam konkurs w telewizji kulinarnej - zaproszeni goście jedli znane im potrawy pod postacią pierożka. Jeden krył w sobie bliny z kawiorem zmielone na farsz, a drugi farsz był ze zmielonego sushi. Jak bardzo forma determinuje nasze doznania kulinarne, to niesamowite!

"Przesadą byłoby twierdzenie, że znajomość nazwy zmienia smak. Niewątpliwie jednak modyfikuje nasz stosunek do smaku, sposób, w jaki go odbieramy. Jedzenie, którego nazwy nie znamy, próbujemy z wahaniem, z większą uwagą, ostrożniej. Gdy tylko znamy nazwę - zjadamy ją. Spożywamy polewę z języka, trawimy plastry słowników."*


SKŁADNIKI:
- 2 puszki tuńczyka w sosie własnym
- pęczek pietruszki
- 1 cebula
- 2 czosnki
- 1 duży ziemniak
- 1 jajko
- sól i pieprz
- do podania: sos chilli z cytryną (np. tao-tao), idealnie pasuje do kotlecików szklanka kefiru

PRZYGOTOWANIE:
1. Ziemniaka ugotować w mundurku, potem obrać i podusić na puree.
2. Pietruszkę, cebulę i czosnek maksymalnie drobno poszatkować i wymieszać z ziemniakami.
3. Dodać odsączonego tuńczyka i jajko - całość dokładnie wyrobić. Doprawić solą i pieprzem.
4. Formować małe kulki, spłaszczyć je jak kotlet mielony i smażyć na złoty kolor.
5. Podawać z sosem chilli.


Zatem wyruszam na poszukiwania nienazwanego jedzenia. Nie jest jasne dokąd prowadzi ta droga...

* Roger-Pol Droit "101 zabaw filozoficznych. Doświadczenie codzienności", "30.Jeść nienazwaną substancję", s.72, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2004

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...